› OGŁOSZENIA
› FIRMY
› ARTYKUŁY

Elbląski bohater z dwoma Orderami Virtuti Militari i czterema Krzyżami Walecznych

› bieżące ponad rok temu    2.12.2019
Grażyna Wosińska
komentarzy 2 ocen 2 / 100%
A A A
Mjr Bronisław Schlichtinger, zdjęcie z ok. 1935 r. / Zdjęcie z oflagu II A  w Prenzlau (lata 1940 - 1941) Mjr Bronisław Schlichtinger stoi trzeci z prawej. Mjr Bronisław Schlichtinger, zdjęcie z ok. 1935 r. / Zdjęcie z oflagu II A  w Prenzlau (lata 1940 - 1941) Mjr Bronisław Schlichtinger stoi trzeci z prawej.  fot. Z książki Ryszarda Juszkiewicza „Bitwa pod Mławą1939” /http://mazowsze.hist.pl/17/Rocznik_Mazowiecki/394/2009/12836/ 

Bronisław Jan Schlichtinger, kawaler dwóch Krzyży Srebrnych  Orderów Virtuti Militari oraz czterech Krzyży Walecznych, przyjechał po wojnie do Elbląga z oflagu. Komunistyczne władze miały za nic jego poświęcenie i wsadziły na cztery lata do więzienia. Gdyby w porę nie zorientował się, wyrok śmierci pewnie by go nie minął, tak jak jego znajomego - Stefana Skrzyszowskiego, też elblążanina.  

Bronisław Jan Schlichtinger żył w ciekawych, ale i niebezpiecznych czasach. Wystarczy spojrzeć na daty urodzin i śmierci, wyryte na jego nagrobku na cmentarzu Agrykola. Przyszedł na świat w Stanisławowie 29 sierpnia 1900 roku. Zmarł 3 grudnia 1989 roku w Elblągu. Mija więc już trzydzieści lat, jak nie ma Go wśród nas. 

„Zuchowaty” pułk 
My cieszymy się wolnością, a Bronisław Jan Schlichtinger musiał o nią walczyć i często ryzykować życiem. Rozpoczął w 1918 roku w Krakowie od rozbrajania żołnierzy austriackich. Jednak to mu nie wystarczało. Gdy ppłk. Michał Tokarzewski-Karaszewicz na rozkaz generała Bolesława Roi organizował 5 Pułk Piechoty Legionów w Krakowie, Bronisław Jan, wtedy 18-letni, zgłosił się natychmiast na ul. Rajską, do siedziby pułku w  Koszarach jeszcze Franciszka Józefa, które 18 listopada przemianowano na Koszary Kościuszki.

Przyszły kawaler Virtuti Militari na pewno wiedział o protoplaście swojego oddziału, czyli 5 Pułku Piechoty Legionów Polskich. Przylgnęła do niego nazwa „Zuchowaci”, która przetrwała w nowej jednostce. Skąd się wzięła wyjaśnia pułkowa piosenka:

(...) Bo pod Urzędowem już stanęło na tym,
Że jest pułk nasz, pułkiem Zuchowatym.

W Urzędowie miała miejsce  bitwa, stoczona w dniach od  4 do 20 lipca 1915 roku. Polscy żołnierze zmusili Rosjan do wycofania się  w okolice Babina.

Bronisław Jan  był jednym z tych, którzy pragnęli dorównać poprzednikom. Na wojnę wyruszył ze swoim pułkiem, już 10 listopada 1918 roku, pod Przemyślem wziął udział w walkach z Ukraińcami. Dwa dni później żołnierze zdobyli mosty na Sanie oraz Przemyśl. Następnie pojechali na odsiecz Lwowa. 22 listopada 1918 roku miasto znalazło się w polskich rękach. Dowódca ppłk Karaszewicz-Tokarzewski tak napisał w swoim raporcie z 8 grudnia:

O wzięciu Lwowa i wycofaniu się Rusinów zdecydowało otoczenie Lwowa od strony południowej i wschodniej przez siły ekspedycji i opanowanie górujących w tej stronie nad miastem wzgórz… Na pochwałę zasługuje I-szy baon 5 pułku Leg. za zdobycie przedmieścia, koszar i dworca Łyczakowa. 

Jednym słowem, pierwszymi doświadczeniami bojowymi 18-letniego Bronisława były   żołnierskie zwycięstwa. 

Ukraińcy nie pogodzili się z utratą Lwowa. Pułk jeszcze cztery miesiące walczył z tymi, którzy starali się odzyskać miasto.  29 i 30 listopada polskie oddziały ruszyły na Sichów i dalej na południe. Wycofanie z frontu ukraińskiego nastąpiło w pierwszych dniach marca 1919 roku.  

Następnym  zwycięstwem w jakim uczestniczył Bronek było zdobycie Lidy w dniu 17 kwietnia. Wraz ze swoim pułkiem dotarł do Wilna. Walczył na Litwie przez całą wiosnę i lato. We wrześniu 1919 roku bił się wzdłuż Dźwiny. Pod Dryssą i Krasławkami 5 pp zlikwidował sowieckie przyczółki. W rejonie Święcian nastąpił krótki odpoczynek. Pod koniec grudnia pułk ponownie wyruszył nad Dźwinę, wspólnie z oddziałami wojsk łotewskich zdobył twierdzę w Dyneburgu. Był styczeń 1920 roku. Polscy żołnierze opuścili miasto w kwietniu. 


5 pułk piechoty w Dyneburgu 
Fot. Wikipedia 

Po odwrocie dali łupnia bolszewikom 
8 maja 1920 roku pułk wkroczył do Kijowa. Bronek przez miesiąc brał udział w ciężkich walkach obronnych na lewym brzegu Dniepru. 10 czerwca, zagrożony okrążeniem pułk, opuścił Kijów.
Na razie skończyły się dla Bronisława Jana zwycięstwa. Poznał gorzki smak odwrotu. Na linii rzeki Zdwiż pułk w nocy z 11 na 12 czerwca toczył walkę z oddziałami grupy Golikowa, koło Borodjanki, otwierając drogę na zachód.  W czerwcu i lipcu pułk walczył z oddziałami Armii Konnej Budionnego. Nie przerywając walki z piechotą i kawalerią sowiecką, wycofał się nad Styr, a następnie nad Bug w rejon Włodawy. Tu po po raz pierwszy prawie 20-letni Bronek pokazał co potrafi. 7 sierpnia 1920 roku na przyczółku mostowym niedaleko Włodawy, pod osłoną nocy, pod jego osobistym dowództwem oddział rozbił placówkę bolszewicką. Zdobył dwa karabiny maszynowe i wziął do niewoli kilkunastu jeńców. Za ten czyn otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari. Tak pisze w swoim wierszu Artur Opman (OR OT) o takich bohaterach jak elblążanin Bronisław Schlichtinger.

Kto w boju mężnie staje
Idąc na armaty spiż
Temu Ojczyzna daje
Żołnierskiej cnoty krzyż. 

Poeta przypomina też, że „zdobyć ten krzyż można. Pogardą śmierci, krwią”.  
Wracajmy z wyżyn poezji do twardego żołnierskiego życia. No i zakończyła się wreszcie dla Bronka i jego kolegów walka w odwrocie, w okolicach Lubartowa doszło do koncentracji wojska. Pułk, wraz z innymi oddziałami 1 Dywizji Piechoty Legionów, wziął udział w zwycięskiej kontrofensywie znad Wieprza na skrzydło i tyły wojsk sowieckich w pamiętnym dniu 16 sierpnia 1920 roku. Bronek w następnych dniach przeżywał euforię zwycięstwa nad bolszewikami, tym bardziej, że jego odwaga została doceniona. Otrzymał drugi Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari za wojnę 1914-1920. Był wtedy starszym sierżantem i dowódcą plutonu. Ukończył Oficerską Szkołę dla Podoficerów w Bydgoszczy. Wrócił do pułku jako podporucznik i został dowódcą kompanii.  

Strzelił gola podczas finałów 

Po zakończeniu wojny z bolszewikami ppor. Bronisław Schlichtinger trafił do Lebiediewa, na polsko-litewską linię demarkacyjną. Tam żołnierze 5 pp pełnili służbę patrolową. Potem los rzucił przyszłego elblążanina do Lidy i Wilna. Koszary znajdowały się za Wilią na Śnipiszkach. Obok zlokalizowany był duży plac na: zbiórki, ćwiczenia i szkolenia. Znajdowała się tam również strzelnica zbudowana przez pułk i co ważne dla Bronisława - boiska. Jako piłkarz grał w zespołach wojskowych, potem w Lauda Wilno (1923-24), WKS Pogoń Wilno (1924-28). W barwach Pogoni uczestniczył w finałach Mistrzostw Polski w 1925 roku (4 mecze i 1 gol). Był jednym z najpopularniejszych organizatorów sportu wojskowego oraz znano go jako instruktora i działacza. W tej roli czynny do wybuchu wojny w Wilnie, a także w innych garnizonach, gdzie wypadła mu służba. Napisał artykuł: „Gry w wychowaniu fizycznym w wojsk” - polemika z artykułem por. Madalińskiego”. W tekście zawarte są poglądy autora na zastosowanie gimnastyki, poszczególnych gier, boksu i lekkoatletyki w wychowaniu fizycznym wojskowym. Na początku lat trzydziestych był komendantem Ośrodka Wychowania Fizycznego w Katowicach i prezesem Okręgu Śląskiego Polskiego Związku Gier Sportowych. 

Kult  Józefa Piłsudskiego 

Wracajmy do garnizonu Wilno. Szkolenia plutonów odbywały się nie tylko na placu zbiórki przy koszarach, ale także w obozie w Kojranach, z kolei zajęcia zgrywające kompanię i batalion odbywały się w Bezdanach, a później na poligonie „Pohulanka”. Trudno się oprzeć pokusie, by zacytować, wzorowany na nieco frywolnym utworku Aleksandra Fredry, wierszyk Józefa Piłsudskiego:

To nie sztuka zabić kruka ani sowę trafić w głowę, ale sztuka całkiem świeża trafić z Bezdan do Nieświeża.

Przypomnijmy, że w 1908 roku właśnie na stacji kolejowej w Bezdanach Józef Piłsudski dowodził akcją udanego (z przykrymi niespodziankami) napadu na pociąg pocztowy. Bojowcy zrabowali ponad 200 tys. rubli, które przeznaczyli na: polskie organizacje wojskowe, wsparcie uwięzionych towarzyszy i ich rodzin oraz na skarb wojskowy, z którego finansowano dalszą walkę o wolność. Nieśwież to jak wiadomo siedziba Radziwiłów. Były już „terrorysta” - 18 lat później Marszałek, spotkał się z przedstawicielami słynnego rodu. Udekorował on Krzyżem Orderu Wojskowego Virtuti Militari sarkofag, swojego adiutanta, majora Stanisława Radziwiłła, który podczas wyprawy kijowskiej w kwietniu 1920 roku został ciężko ranny w czasie walki o stację kolejową w Malinie, niezwykle ważną ze względów strategicznych.  
Z arystokratycznego Nieświeża przenieśmy się do pułku, w którym służył już podporucznik  Bronisław Jan Schlichtinger.  Jak już wspomniano istotne były tradycje legionowe – przetrwała nieoficjalna nazwa pułku „Zuchowaci”. Tam nie było szeregowych tylko legioniści. Co najważniejsze, kultem otaczano marszałka Józefa Piłsudskiego. Jego imieniny 19 marca co roku obchodzono bardzo uroczyście. Legioniści obowiązkowo słuchali o zwycięskich walkach pułku, w których brał także udział Bronisław J. Schlichtinger. Szczególnie ważne były boje, pod dowództwem Piłsudskiego, a więc decydująca o zwycięstwie kontrofensywa znad Wieprza na skrzydło i tyły wojsk sowieckich 16 sierpnia 1920 roku.

Przywiązanie do Marszałka pułk udowodnił podczas przewrotu majowego w 1926 roku. Dwustu dwudziestu żołnierzy uczestniczyło w decydującym natarciu na Powiślu. Nie wiemy czy był wśród nich Bronisław Schlichtinger. Natomiast w 1935 roku najprawdopodobniej uczestniczył w uroczystościach pogrzebowych Józefa Piłsudskiego w Warszawie i Krakowie, a prawie na pewno z całym pułkiem wziął udział w przeniesieniu serca Marszałka z dworca wileńskiego do kościoła św. Teresy przy Ostrej Bramie.

 

Mjr Bronisław Schlichtinger (ok. 1935 roku) fot. z książki Ryszard Juszkiewicz „Bitwa pod Mławą 1939”

Nie wiemy czy mjr Schlichtinger był piłsudczykiem w pełni tego słowa znaczeniu, ale na Jego nagrobku jest fragment „Pierwszej brygady”:

Na stos rzuciliśmy nasz życia los 

W roku śmierci Marszałka przyszedł, dla majora Schlichtingera, czas pożegnania z „Zuchowatymi”. Przełożeni przenieśli go do 80 pułku piechoty (siedziba Słonim – garnizon Wilno), będącego w składzie 20 Dywizji Piechoty. Powierzono mu dowództwo I batalionu. 

Czas na miłość
Bronisław żył nie tylko wojskiem. Znalazł czas, by zakochać się w wilniance Genowefie Rekieć i wziąć z nią ślub. Na  świat przyszło dwoje dzieci: syn i córka. Cała rodzina po wojnie osiedliła się w Elblągu. 
Pani Schlichtinger pochodziła z patriotycznej rodziny. Świadczą o tym jej późniejsze losy. Genowefa przyjaźniła się z siostrami gen. Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka” (komendant Okręgu Wilno AK). Dzięki przyjaciółkom szybko trafiła do konspiracji, przyjęła pseudonim „Ewa”. Została  łączniczką i sekretarką „Wilka”.  W piwnicy domu Rekieciów akowcy zorganizowali magazyn broni i amunicji oraz nadajnik nadawczo-odbiorczy. „Ewa” i jej  młodszy brat Czesław ps. „Adam”odbierali komunikaty i rozkazy z Londynu, a także przekazywali raporty „Wilka”. W swoim mieszkaniu  w specjalnie zbudowanej kryjówce, „Ewa” przechowywała  akowców - poszukiwanych  przez Gestapo i NKWD. Genowefa Schlichtinger została odznaczona: Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski (Polonia Restituta), Krzyżem AK, Krzyżem Partyzanckim i wieloma innymi. 

Znowu wojna 
Jednym z najważniejszych wydarzeń, rozpoczynających nowy rozdział w życiu  80 pułku piechoty była mobilizacja w trybie alarmowym do Armii Modlin, 22 i 23 marca 1939 roku. Pułk w którym służył mjr Schlichtinger, przewieziono koleją  w okolice Płońska i Nasielska. Na początku lipca nastąpił przemarsz w rejon Mławy i Rzęgnowa. 
Jak wyjaśnia historyk dr Ryszard Juszkiewicz w książce: „Bitwa pod Mławą 1939”, styk odcinka Mławy i Rzęgnowa stanowiły bagna, które z uwagi na panującą suszę nie były żadną przeszkodą dla piechoty nieprzyjaciela. W tej sytuacji żołnierze pułku wykopali rów przeciwpancerny o długości ok. 500 metrów oraz zaminowali osiem przejść przez błoto. I to właśnie błoto zwane Niemyje wchodziło w skład odcinka obrony mjra Bronisława Schlichtingera, a także punkt oporu wokół Łysej Góry oraz wsi Sławogóra Stara. 
Juszkiewicz uważa ten obszar za „ważny i specyficzny z punktu widzenia topograficznego”. Pan major rozpracował i przygotował go do obrony. Zdecydował o wycięciu wszystkich drzew. Od strony zachodniej znajdowały się dwa plutony strzeleckie z I batalionu 80 pułku piechoty oraz trzy bunkry (jeden nie wykończony od strony Sławogóry Starej).
Nadszedł 1 września 1939 roku. Oto, jak wspominał ranek tego dnia, mjr Schlichtinger: 

Około godziny 4.00 - meldunek z granicy: „Kompania piechoty i grupa konnych przekroczyła granicę - co robić?” Odpowiedziałem: „Strzelać!”. Natychmiast złożyłem meldunek do dowódcy pułku, z drugiego aparatu. Otrzymałem odpowiednio od dowódcy pułku: „Wisła ruszyła" (kryptonim „wojny"). W tej samej chwili ukazał się nieprzyjacielski samolot nad naszymi stanowiskami. Artyleria plot. (przeciwlotnicza – red.) i ckmy (ciężkie karabiny maszynowe – red.) otworzyły ogień.

Następna informacja pochodzi z godz. 10.00

Odbyło się pierwsze bombardowanie lotnicze naszych pozycji z lotu nurkowego. Nieprzyjacielska piechota posuwała się do przodu pod przykryciem silnego ognia własnego. Pojedyncze działa nieprzyjacielskie wjechały na otwarte stanowiska i strzelały ogniem na wprost do schronów. Ziemia jęczała, ale schrony stały jak mur. 

A teraz oddajmy głos dowódcy niemieckiej kompanii 151 pp, która atakowała polskie pozycje. 

Nieprzyjemne były flankujące gniazda ckm (w schronach), które broniły się zażarcie mimo naszego wściekłego ognia. Każdy chował nos głęboko jak tylko mógł. Wkopywaliśmy się w ziemię tak głęboko jak flądra w dno Bałtyku. Byliśmy źli na własną artylerię, że strzelała za krótko.  

Po godz. 12.20 rozgrywały się dramatyczne wydarzenia. 

Poszczególne grupy piechoty npla ruszyły do natarcia, następnie wyruszyło 45 czołgów zza horyzontu z płn. zachodu z m. Windyki, ugrupowane w głąb po 5 czołgów, rozwijające się w prawo, tj. na zachód. Natarcie czołowe załamało się na ogólnej linii przeszkód ppanc. Nieprzyjaciel stracił 6 czołgów. Czołgi wycofały się na las Uniszki Zawadzkie. Obsługa z rozbitych czołgów wyskakiwała, jedni uciekali w kierunku do lasu, inni wzdłuż naszych przeszkód. 

- relacjonował mjr Schlichtinger. 

Po rozbiciu natarcia 45 czołgów wyszło drugie natarcie w sile 20 czołgów, z kierunku wsi Windyki i usiłowały atakować wzdłuż drogi prowadzącej wprost do majątku Sławogóra Stara. Zdaniem dowódcy I batalionu 80 pp, miało to być na pewno wspólne natarcie, tylko nie zostało zgrane w czasie. 

Czołgi zostały odparte - 2 zniszczone. Około południa ogień nieprzyjaciela był silniejszy

- napisał mjr Schlichtinger. 

Jak komentuje historyk Ryszard Juszkiewicz „wielką zasługę w odparciu tego najgroźniejszego ataku” miał  mjr. Bronisław Schlichtinger, dowódca I batalionu 80 pp oraz artylerzyści z 20 pal (pułku artylerii lekkiej). Na odcinku I batalionu Niemcy stracili 11 czołgów. 

Brawurowy kontratak majora 
2 września Niemcy rozpoczęli od silnego ognia artyleryjskiego, a co dwie, trzy godziny następowała nawała ogniowa, która trwała kwadrans. Na odcinek jednej kompanii spadło od ośmiuset do tysiąca pocisków. 

Na terenie obrony 80 pp nieprzyjaciel nacierał dwa razy. Oba ataki polscy żołnierze odparli. Na styku pozycji batalionu Schlichtingera i Błota Niemyje Niemcy robili rozpoznanie. Major wysłał ludzi na zwiady. Jednym z zadań było osłanianie plutonu, który szedł zniszczyć przejścia przez błota. 

Niemcy liczyli, że zdobędą twierdzę Modlin w ciągu kilku godzin. Wieczorny komunikat Wermachtu nadany przez radio  ciągle brzmiał „Festung Mlawa kämpf weiter” (Twierdza Mława ciągle walczy). Tego żołnierze 80 pp i całej 20 Dywizji Piechoty musieli słuchać z satysfakcją.

3 września niemiecki ogień artylerii był jedną wielką nawałą, trwającą 12 godzin. Nasza artyleria słabsza liczebnie i zmuszona do oszczędzania amunicji nie mogła dać wystarczającej riposty. 

Około godziny 18 rozpoczęło się silne natarcie niemieckiej piechoty, stosującej nieludzkie metody. Oto relacja mjra Schlichtingera.  

Nieprzyjaciel ruszył do natarcia z lasu Uniszki Zawadzkie, silniejsze zgrupowanie wyruszyło na styk, tj. lewe skrzydło i majora Jędrzejczyka prawe skrzydło. Przed nacierającą piechotą npla posuwało się około 50 polskich wieśniaków z łopatami, którym to Niemcy kazali kopać sobie wnęki. Linia wieśniaków posuwała się do przodu ok. 300 metrów na południe od lasu Uniszki Zawadzkie i zaczęli kopać wnęki dla nieprzyjaciela. Gdy Niemcy się do tych wnęk dostali, chłopi zaczęli posuwać się do przodu. Rozkazałem dowódcy dywizjonu strzelać szrapnelami, aby ranić nieprzyjaciela, a chłopów tylko przestraszyć. Nieprzyjacielskie natarcie zostało zatrzymane.

3 września doszło do trudnej sytuacji na odcinku bronionym przez batalion mjra Schlichtingera. Zaczęło się od tego, że jego żołnierze zauważyli boczny ogień artylerii z terenu, który powinni zajmować Polacy. Dowódca I/80 pp nie wiedział, że oddano pozycję rzęgnowską. Jego próby dowiedzenia się co się tam dzieje spełzły na niczym. Na domiar złego meldunek z 2 kompanii nie pozostawiał złudzeń: zbliżają się większe pododdziały piechoty, nieprzyjaciel wdarł się do pierwszej linii rowów strzeleckich w rejonie wsi Kułakowo.  Dowódca 80 pp przysłał posiłki. Kontratak zorganizował mjr  Schlichtinger. Podczas walki został ranny w rękę, odłamkiem granatu. Niemcy zostali wyparci około godz. 21.  Część okopów znów była w polskich rękach. Dodajmy, że według Juszkiewicza pan major prowadził  kontratak brawurowo. 

Wieczorny komunikat Wermachtu nadany przez radio ciągle brzmiał Twierdza Mława ciągle walczy, dodano jednakże, że włamano się w umocnienia twierdzy. 

4 września doszło do dramatycznych wydarzeń, ale sytuację udało się opanować, m.in. dzięki Schlichtingerowi. Batalion Obrony Narodowej nie wytrzymał silnego natarcia i wycofywał się. Groziło to otwarciem skrzydła i zaatakowaniem oddziałów w marszu. Tak relacjonował to Ryszard Juszkiewicz.

W tej sytuacji mjr Schlichtinger, idący ze swoim I batalionem za II/20 pułkiem artylerii lekkiej mjra Teofila Chciuka, zatrzymał cały dywizjon oraz Samodzielną Kompanię Cekaemów. Artyleria błyskawicznie zajęła stanowiska i „strzelała w pysk” nieprzyjaciela z bardzo bliskiej odległości, jak to obrazowo określił mjr Schlichtinger. Celowe rozkazy, determinacja, opanowanie oraz doskonałe wyszkolenie żołnierzy mjra Chciuka, kompanii kpt. Babraja oraz I batalionu 80 pp, jak też skoncentrowany ogień 12 dział i kilkunastu cekaemów zażegnały niebezpieczeństwo.  


Jednak wobec znaczącej przewagi Niemców nie było szans na utrzymanie twierdzy Mława. Na rozkaz dowódcy armii „Modlin” nastąpił odwrót 20 Dywizji Piechoty, także batalionu mjra Schlichtingera. 4 i 5 września wobec zagrożenia okrążeniem, dywizja wycofała się. Po reorganizacji 8 i 9 września nastąpił przemarsz 20 DP do Legionowa i tam podporządkowanie jej dowódcy armii „Warszawa” - gen. Juliuszowi Rómmlowi, który tak napisał:

20 Dywizja Piechoty w bohaterskiej walce pod Mławą stawiała zacięty opór trzykrotnie przeważającym siłom nieprzyjaciela w dniach 1,2 i 3 września. Po tych niezwykle ciężkich bojach i krwawym odwrocie, już 6 września jest znowu w stanie gotowości do prowadzenia aktywnej walki z wrogiem. 

Czwarty Krzyż Walecznych i kapitulacja
Od 11 września mjr Schlichtinger ze swoim batalionem brał udział w walkach z niemiecką 217 Dywizją Piechoty, której nie zdołano wyprzeć za Bug. Osiągnięto Rynię i ogólnie linię rzeki Rządzy. Przyszedł rozkaz oderwania się od nieprzyjaciela i marszu na Pragę. Jej obrona trwała do kapitulacji Warszawy. Tak oceniał dokonania 20 Dywizji piechoty gen. Juliusz Rómmel.

Walki na rzeką Narew i Bug na przedpolu Warszawy, a potem aktywna obrona odcinka Praga w Warszawie, wykazały najwyższe wartości tak dowództwa, jak i żołnierza tej tak bitnej dywizji. W obronie Warszawy nie oddaliście Niemcom ani metra swoich stanowisk – odwrotnie poszerzaliście zasięg swoich pozycji odpychając npla coraz dalej od stolicy. Z całym, uznaniem podkreślam Waszą bojową pracę, męstwo upór i zawziętość, z jaką walczyła 20 DP. Czyny tej kresowej dywizji przejdą do historii jako wzór spełnienia swego obowiązku. 

Bronisław Schlichtinger zanotował, że w walkach pod Warszawą, Niemcy stosowali bandyckie metody, „pędzili przed sobą kobiety, prowadzone na sznurkach”. 
29 września 1939 roku dowódca Armii „Warszawa” generał dywizji Juliusz Rómmel, „w uznaniu zasług, za męstwo wykazane” nadał m.in. mjr Bronisławowi Janowi Schlichtingerowi Krzyż Walecznych po raz czwarty. Także ppłk Stanisław Fedorczyk jego przełożony, dowódca 80 pp otrzymał Krzyż Walecznych po raz czwarty.

W niewoli i konspiracji obozowej 
Odznaczenia nie osłodziły goryczy klęski, oddania broni i perspektywy czekania na koniec wojny w niewoli. Mjr Schlichtinger przebywał w dwóch oflagach: najpierw w II A Prenzlau, a od 1941 roku w II D Gross Born (Borne Sulinowo). 
W II A Prenzlau  Schlichtinger mógł widzieć  wodewil pt. „Rocznica”, wystawiony w Niedzielę Wielkanocną 24 marca 1940 r. Poniżej publikujemy akwarelę projektu dekoracji, autorstwa  ppor. Bolesława Malisza. 

To obozowa pamiątka ppor. Remigiusza Ślusarka, którego syn przekazał rysunek do  Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych. 

W oflagu II D Gross Born  działała prężnie organizacja konspiracyjna Odra, więc mjr Schlichtinger włączył się w jej działalność. Na pewno czytał „Przegląd sportowy”, jedno z nielegalnych pism. Nie wiemy czy grał wtedy w piłkę nożną, a że był przed wojną zawodnikiem dwóch klubów piłkarskich w Wilnie, na pewno z zainteresowaniem oglądał mecze "jenieckich" drużyn. Poniżej publikujemy zdjęcie jednej z nich z książki: „Oflag II D Gross Born” Marka Sadzewicza. Jest dość prawdopodobne, że pan major znał tych ludzi ze zdjęcia.

Ważnym wydarzeniem sportowym były Igrzyska Olimpijskie, określane jako XII, które odbyły się od 31 lipca do 16 sierpnia 1944 roku. 

Nie było tradycyjnego podziału na narodowości, sportowcy reprezentowali region, z którego pochodzili. Ogółem w walce o medale wzięło udział ok. 700 uczestników. Jak na prawdziwe Igrzyska przystało była parada otwarcia, wciąganie flagi na maszt, zapalenie znicza, przysięga olimpijczyków, były oczywiście i medale – papierowe, ale warte tyle samo co złote. Olimpijskiej walki, decyzją jeńców, nie przerwały wieści o wybuchu Powstania Warszawskiego. Był to ich protest przeciwko wojnie, ale także chęć pokazania solidarności z powstańcami

- czytamy na stronie Bunkry.eu.
Front zbliżał się nieubłaganie i Niemcy stawali się coraz bardziej nerwowi. 29 stycznia 1945 roku rozpoczęła się ewakuacja do Sandbostel, gdzie znajdował się Stalag X B. Trasa przemarszu liczyła 700 km, nie wszystkim dane było przeżyć ekstremalnego wysiłku. Wobec przepełnienia obozu  16 kwietnia część jeńców przewieziono do Lubeki. Obóz Sandbostel, wyzwoliły wojska amerykańskie 29 kwietnia 1945 roku, natomiast Lubekę  wojska brytyjskie 2 maja.  

W Elblągu na Czarnieckiego i Grażyny 
Po zakończeniu wojny trzeba było podjąć decyzję, zostać czy wracać do Polski, która znalazła się w strefie wpływu Stalina. Już po awansie jako ppłk rezerwy Schlichtinger postanowił jechać do kraju. Rozumiał, że pozostanie na Zachodzie oznacza rozstanie z żoną i dziećmi. Kiedy dokładnie wrócił do kraju nie wiadomo. W Elblągu najprawdopodobniej w 1947 roku, zamieszkał z żoną i dziećmi przy ul. Czarnieckiego (boczna od Saperów). Pracował w prywatnym tartaku Zglemet, przy ul. Grażyny.
Zwolennikiem nowych sowieckich porządków na pewno nie był. Jednak zdawał sobie sprawę, że klamka zapadła i nie ma szans na wolne wybory i życie bez cenzury. Wygląda więc na to, że nie szukał kontaktu z podziemną organizacją, ale to ona go znalazła latem 1949 roku. Dobrą znajomą z czasów okupacji w Wilnie, żony Bronisława była Helena Rabcewicz ps. „Myszka”. Po zakończeniu wojny zamieszkała w Gdańsku, jak wiele innych osób przybyłych z Wileńszczyzny. Pewnego dnia zapukał do jej drzwi nieznajomy mężczyzna i twierdził, że ją zna. Na dowód podał pseudonim z czasów okupacji. Kobieta nabrała do niezaproszonego gościa zaufania. Wzięła za dobrą monetę fakt, że poszukuje on przedwojennych oficerów, którzy wrócili z oflagu. Sugerował, że potrzebuje pewnych ludzi do organizacji antykomunistycznej. Pani Helena pomyślała o mężu przyjaciółki Genowefy Schlichtinger. Skontaktowała obu panów. 
Pan podpułkownik zgodził się na spotkanie. Okazało się, że „Tadeusza” (tak się przedstawił) interesowała lista oficerów, którzy wrócili z oflagu oraz akowców. Wspomniał też, że szuka brata, który był w niewoli. Schlichtinger nie podał nazwisk, ale ujawnił gdzie mieszka i gdzie pracuje. Następne spotkanie odbyło się w Elblągu. „Tadeusz” przyznał się, że podczas wojny walczył w Armii Krajowej. A teraz chce wyciągać z „lasu” akowców do normalnej pracy, bo nie ma sensu się krwawić. Dlatego potrzebuje listę ludzi, by do nich dotrzeć.

Ci co ich powołali do lasu, niech teraz odwołają

- ripostował Schlichtinger.

Jednak nabrał on nieco zaufania do „Tadeusza”, ponieważ powiedział mu, że utrzymuje kontakt z płk. Michałem Białkowskim i mjr. Ludwikiem Jędrzejczykiem, którzy mieszkają w Krakowie. Zapewnił, że porozmawia z nimi. „Tadeuszowi” zależało na tym, by któryś z nich w imieniu organizacji Wolność i Niezawisłość napisał list do gen. Tadeusza Pełczyńskiego, którzy przebywał na emigracji w Londynie. Schlichtinger zasugerował, że właściwą osobą jest płk Białkowski, który najlepiej z nich znał generała. „Tadeusz” nakazał także wyszukać ludzi, na których adres mógłby otrzymywać listy z Ameryki. 

Podczas następnego spotkania „Tadeusz” wypytywał o pożar hali w Zakładach Mechanicznych im. Świerczewskiego w Elblągu, który wybuchł po północy 17 lipca 1949 roku. 

Słyszałem od ludzi w tramwaju, że podłożyli ładunki wybuchowe „Francuzi”, czyli reemigranci z Francji

- powiedział Schlichtinger. (Więcej o tym pożarze i represjach po nim przeczytasz tutaj)

„Tadeusz” polecił mu wyjazd do Krakowa na spotkanie z  płk. Białkowskim i mjr. Jędrzejczykiem. Po powrocie zdał przełożonemu relację i zapewnił, że pułkownik zgodził się na spotkanie. „Tadeusz” zwrócił pieniądze za bilety i kazał pokwitować. Schlichtinger podpisał swoim pseudonimem: „Sławogórski”. Jak łatwo się domyśleć miało to związek z walką we wrześniu 1939 roku o wieś Sławogóra.    

Zawsze marzyłem by zmienić nazwisko na polskie

- wyjaśniał podczas przesłuchania w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Olsztynie, po swoim aresztowaniu.

W lipcu 1951 roku Schlichtinger spotkał się w Sopocie z „Tadeuszem”, który prosił go o przewiezienie ulotek. Podpułkownik nie zgodził się.   

„Tadeusz” nakazał, by na czas jego nieobecności kontaktować się z „Tadeuszem nr 2”. Schlichtinger poznał go w kawiarni Tęcza, znakiem rozpoznawczym były „Nowe Drogi” (partyjne pismo) i paczka papierosów. Schlichtinger zagadnął nieznajomego o treść artykułów. Obaj mężczyźni wypili herbatę i wyszli razem. Na pobliskim Placu Czerwonym (nazwanym tak od koloru tłuczonej cegły, którą był wysypany), czekał na nich Stefan Skrzyszowski. Był to niewysoki mężczyzna w wieku 40 lat. Ukrywał się przed bezpieką i informacją wojskową. Używał fałszywego nazwiska Patera. Pracował w elbląskich firmach jako szofer. Skrzyszowski i Schlichtinger spotkali się później kilka razy. 

Janusz Patera dostał rozkaz, by przywiózł do swojego mieszkania, a raczej pokoju sublokatorskiego,  przy ul. Szopena, „Staszka”, młodego mężczyznę, który strzelił do swojego przełożonego z organizacji podziemnej, jak wyjaśniał, za podłe czyny także podczas wojny. Był w fatalnym stanie psychicznym. Rzucała się w oczy niezwykła bladość jego twarzy. Patera poprosił Schlichtingera, by porozmawiał z chłopakiem. Spotkali się. Podpułkownik nazwał postępowanie „Staszka” samowolą, bowiem nie do niego należy ocena czynów przełożonego. Nakazał mu wrócić do legalnego życia. 

Autograf ppłka Bronisława Schlichtingera ps. „Sławogórski” fot. archiwum IPN 

W marcu 1951 roku podczas ostatniego spotkania z Paterą, Schlichtinger dowiedział się, że wyjeżdża on do Warszawy, a potem za granicę na kurs cichociemnych. Gdy później doszło do spotkania z „Tadeuszem”, podpułkownik zapytał o zniknięcie Patery i o jego szkolenie. W odpowiedzi usłyszał, że nie wie co się  z nim stało, wtedy Schlichtinger skomentował, że czmychnął na Zachód. Przekonywał też, że słyszał wypowiedź Patery przez radio w programie BBC Londyn.

Ma bardzo charakterystyczny głos. Nie mogłem się pomylić. Mówił o związkach zawodowych w Polsce. Na ten temat rozmawialiśmy, gdy jeszcze spotykaliśmy się w Elblągu

- ujawnił podczas przesłuchania przed Jerzym Kłokockim, oficerem śledczym z Olsztyna.   
 
Oskarżeni i skazani 
Ubecy z olsztyńskiej bezpieki aresztowali ppłka Schlichtingera 3 lipca 1952 roku. Wyrok czterech lat więzienia usłyszał on w Sądzie Wojewódzkim w Olsztynie 3 kwietnia 1953 roku, z ust sędziego przewodniczącego Czesława Hermana. Schlichtinger został oskarżony o to, że świadomie kupował kradzione drewno dla tartaku, w którym pełnił funkcję kierownika administracyjno-gospodarczego. Skarb Państwa według prokuratury i bezpieki miał stracić ponad 22 tys. zł. Sąd uznał stratę za zbyt wysoką i stwierdził, że wyniosła tylko 13 tys. zł. Podpułkownik był sądzony z czterema innymi osobami, które były oskarżone w tej samej sprawie: „Sb 6/52 p-ko Choińskiemu Henrykowi i innym”. 


 Akta śledcze przeciwko Bronisławowi Schlichtingerowi fot. archiwum IPN 

Uzasadnienie wyroku przez sąd to same ogólniki, bez powoływania się na konkretne dokumenty, za to można przeczytać nazwiska, aż siedmiu świadków oskarżenia. Co ciekawe okolicznością łagodząca było to, że „w swoim postępowaniu oskarżony nie kierował się zyskiem”,  natomiast obciążającą - wykształcenie, czyli matura oraz „duże uświadomienie, które mógłby użyć dla dobra ogółu”.  
Na 6 lat więzienia skazał Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku Helenę Rabszewicz. Została uznana winną, że:

W 1949 roku daty bliżej nie ustalonej w Gdańsku-Wrzeszczu udzieliła pomocy „Tadeuszowi”, członkowi nielegalnej organizacji usiłującemu przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego w ten sposób, że utrzymując łączność z nim skontaktowała go w swoim mieszkaniu ze Schlichtingerem, b. oficerem WP.  
Od 1945 roku w Gdańsku-Wrzeszczu do chwili aresztowania w celu użycia za autentyczny posługiwała się podrobionym dokumentem na nazwisko Zielewicz Helena. 

Nie oznacza to, że bezpiece nie marzyło się skazać na karę śmierci przedwojennego oficera za to, że  „usiłował przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego”. Pierwszym krokiem było postanowienie z 9 lutego 1953 roku o wyłączeniu ze śledztwa w sprawie Sb 6/52 p-ko Choińskiemu Henrykowi i innym, materiałów „przeciwko Schlichtingerowi Bronisławowi dot. jego kontrrewolucyjnej działalności przewidzianej w art. 86 par. 2 KKWP (Kodeksu Karnego Wojska Polskiego – red.).” W uzasadnieniu chor. Jerzy Kłokocki, oficer śledczy olsztyńskiej bezpieki napisał, że 

tenże Schlichtinger latem 1949 roku wstąpił do kontrrewolucyjnej organizacji „WiN” prowadząc wrogą działalność przeciwko Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, występując pod pseudonimem „Sławogórski” do chwili aresztowania tj. 3 lipca 1952 roku. 

Kpt. Celestyn Nawrocki, naczelnik Wydziału Śledczego WUBP w Olsztynie wyraził zgodę.
Jerzy Kłokocki, oficer śledczy przystąpił do pracy i napotkał trudności nie do przezwyciężenia. Oto jak wyjaśnia on 20 października 1953 roku swoje niepowodzenia:

Ja Kłokocki Jerzy ustalając bliższe dane o osobniku występującym pod pseudonimem „Tadeusz”, uzyskałem informacje od swych władz zwierzchnich, że w/w jest również poszukiwany przez MBP (Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego – red.) i brak jest o w/w bliższych danych i miejsca pobytu. 
Z tej też przyczyny nie został przesłuchany, jak również z tych samych przyczyn nie przesłuchano osobnika występującego pod pseudonimem „Tadeusz2gi”.  

14 listopada 1953 roku bezpieka olsztyńska przesłała prokuraturze wojskowej „akta sprawy  Schlichtingera Bronisława s. Józefa ps. „Sławogórski” podejrzanemu z art. 86 par. 2 KKWP  do wglądu i decyzji”. Podpisał kpt. Celestyn Nawrocki, naczelnik Wydziału Śledczego WUBP w Olsztynie.  
Na tym nie koniec. Chor. Kłokocki 9 grudnia 1953 roku postanowił „uznać się niewłaściwym do dalszego prowadzenia śledztwa” i „sprawę niniejszą przekazać do dalszego prowadzenia Wojskowej Prokuraturze Rejonowej w Gdańsku”. W uzasadnieniu napisał, że „podejrzany Schlichtinger Bronisław zarzuconej mu zbrodni dopuścił się na terenie woj. gdańskiego”. 
Tak olsztyńscy ubowcy pozbyli się kłopotu. Sprawą zajął się ppor. Stefan Neuman z gdańskiej bezpieki. Zakończył on śledztwo decyzją o umorzeniu 20 lutego 1954 roku, czyli dość szybko. 

Z uwagi na to, iż podejrzany Schlichtinger w ramach org. „WiN”, która została zlikwidowana w 1952 roku, prowadził znikomą działalność, że przestępstwa tego dopuścił się w roku 1949 i nie celowym byłoby kierowanie sprawy na drogę postanowienia sądowego postanowiono jak w sentencji. 

Podpisali: ppor. Stefan Neuman, Józef Królikowski, szef Wydziału Śledczego WUBP w Gdańsku i Stanisław Urbaniak, prokurator wojskowy. 

„Stosunek do ustroju Polski Ludowej jest zdecydowanie wrogi”

W tym czasie ppłk Schlichtinger odbywał karę więzienia w olsztyńskim zakładzie karno-śledczym, gdzie trafił 26 listopada 1952 roku. Jak wynika z opinii naczelnika więzienia, nie był pokornym więźniem:

 Zachowanie jego w tym okresie odbywania kary ocenia się jako niepoprawne, gdyż jest mało zdyscyplinowany, do współwięźni (sic!) odnosi się wulgarnie, do władz więziennych stosunek jest wrogi oczem (sic!) świadczą jego wypowiedzi do współwięźni i jego namowy do ucieczki. Stosunek do ustroju Polski Ludowej jest zdecydowanie wrogi. Wypowiada się wrogo do (sic!) Polski Ludowej.
Zrozumienia winy za popełnione przestępstwo nie wykazuje, wyrok uważa za niesprawiedliwy. (Pisownia oryginalna). 

Bezpiece informacji o podpułkowniku udzielał także Stanisław Nader, sekretarz Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Elblągu. W piśmie z 21 listopada 1953 roku ograniczył się do podstawowych informacji, które były ogólnie znane. Natomiast notatka służbowa z 20 listopada 1953 roku, podpisana przez kierownika komisariatu MO (Milicji Obywatelskiej) i jego podwładnego, jest znacznie obszerniejsza. Dowiadujemy się, że Bronisław Schlichtinger „prowadził dość wygórowany (sic!) tryb życia, gdyż wystarczało mu na dobre ubiory, prezenty dla swych przyjaciół itp.” Milicjanci dowiedzieli się, że podpułkownik utrzymywał kontakty z osobami z wyższych sfer, czyli dyrektorami oraz inżynierami innych zakładów. Zaś „ co do osób o mniejszym (sic!) wykształceniu, to nie był on dla nich dostępny”. 

W dalszej części notatki czytamy o rodzinie Schlichtingera, Dowiadujemy się, że miał dwoje dorosłych dzieci, syna i córkę oraz żonę, która pracowała w Zarządzie Drogowym. Syn zatrudnił się jako technik budowlany, a córka była studentką Politechniki Gdańskiej. W tym milicyjnym dokumencie czytamy, że zaraz po aresztowaniu podpułkownika 3 lipca 1952 roku żona i syn stracili pracę na kilka miesięcy, ale „tryb życia prowadzili jak uprzednio”. Więcej szczegółów elbląskim milicjantom nie udało się ustalić. 

Kara śmierci przez rozstrzelanie 

Ppłk Bronisław Schlichtinger miał szczęście, z innym osobami, które znał, los obszedł się okrutnie. Pułkownik Michał Białkowski aresztowany na początku 1953 roku, potem oskarżony o nielegalną działalność w WiN i skazany na 15 lat więzienia. Ze względu na stan zdrowia zwolniony z więzienia w 1956 roku. Zmarł w Krakowie cztery lata później. 

Stefan Skrzyszowski (Janusz Patera) zapłacił za umiłowanie wolności najwyższą cenę. Został aresztowany 6 grudnia 1952 roku i oskarżony o działalność dywersyjno – szpiegowską. 18 lutego 1953 roku rozpoczął się proces pokazowy, którego fragmenty można było obejrzeć w Polskiej Kronice Filmowej. Wyrok kary śmierci ogłosił sędzia Mieczysław Widaj (morderca sądowy). Stefan Skrzyszowski zginął od strzału w tył głowy w więzieniu mokotowskim 15 maja 1953 roku.  Komuniści nie tylko odebrali Bohaterowi życie, ale zatarli ślady zbrodni i skazali na niepamięć. Nie udało się, szczątki Stefana Skrzyszowskiego odnalazł zespół Instytutu Pamięci Narodowej na terenie kwatery „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w 2013 roku. Jego syn Janusz Salmonowicz 9 czerwca 2016 roku odebrał notę identyfikacyjną. W niedzielę 22 września tego roku  na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach odbył się pogrzeb Stefana Skrzyszowskiego z wojskową asystą honorową.
 


Stefan Skrzyszowski / protokół wykonania kary śmierci fot. archiwum IPN 

Zdrajca „Tadeusz” i prowakacja bezpieki 

Pora na rozwikłanie zagadki kim był ów tajemniczy „Tadeusz”, którego nie mogła odnaleźć bezpieka i łaskawie umorzyła śledztwo przeciw ppłk. Schlichtingerowi. Otóż nazywał się Henryk Wendrowski. Podczas wojny walczył w szeregach Armii Krajowej. Pełnił funkcję kierownika zespołu legalizacji w białostockim okręgu AK. We wrześniu 1945 roku odbył rozmowę z majorem Armii Czerwonej Siemionowem, który tak opisał jej efekty:

Wendrowski dał się przekonać o niecelowości przebywania w konspiracji i okazał maksymalną pomoc w wyprowadzeniu z podziemnej organizacji szeregu innych członków AK. W pracy był szczery i oddany ideom Polski Demokratycznej.   

To „wyprowadzenie” oznaczało śmierć, tortury, łagry lub długoletnie więzienie wielu osób. 

Podobnie kilka lat później komplementowali go dyrektorzy departamentów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Oto ocena płka Leona Andrzejewskiego, wicedyrektora III Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego:

Zasługi majora Wendrowskiego w rozpracowywaniu „Cezary” są bardzo duże. Zasłużył na wysokie odznaczenie. 

Akta personalne Henryka Wendrowskiego Fot. archiwum IPN 

To rozpracowywanie „Cezary” to prowokacja bezpieki, polegająca na utworzeniu i kontrolowaniu piątej komendy WiN. Poprzednie zarządy organizacji po aresztowaniach przestały istnieć. Jednym z głównych wykonawców tego przedsięwzięcia był właśnie Henryk Wendrowski. To on jako „Tadeusz” przekonał Helenę Rabszewicz, by poznała go z przedwojennym oficerem, który wrócił z oflagu. Tak wpadł w jego w sidła ppłk Schlichtinger. 

Jak wynika z komunikatu IPN -  Oddziałowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie takich  osób było 127. Ich prześladowcy nie zostali ukarani. Prowadzone śledztwo w tej sprawie umorzono w 2014 roku, z powodu śmierci  sprawców przestępstwa, funkcjonariuszy Departamentu III  Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Jak napisał w uzasadnieniu prokurator Waldemar Szwiec, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie, jako funkcjonariusze publiczni  przekroczyli oni swoje  uprawnienia i działali „na szkodę interesu publicznego i prywatnego pokrzywdzonych”. 


Wśród wrześniowych chłopaków spod Mławy  

W 1960 roku rozpoczęły się w Mławie Zjazdy Żołnierzy Armii „Modlin”, więc także 80 pułku piechoty. Nie mogło tam zabraknąć  ppłka Bronisława Schlichtingera, b. dowódcy 1 batalionu. Nocował on w domu swojego żołnierza plut. Franciszka Sławuty. O tym jak był z nim związany niech świadczy ten oto list z 1977 roku. 

Od p. dr. Juszkiewicza otrzymałem smutną wiadomość o śmierci śp. Franka. Spotkało Was największe nieszczęście, jakie może spotkać Żony i Dzieci. Wiadomość ta wstrząsnęła mną do głębi. Pani straciła Męża, dzieci straciły Ojca, a my straciliśmy Przyjaciela i Kolegę. Tutaj nie pomogą żadne słowa współczucia. Wasza boleść jest bardzo wielka. Załączając serdeczne wyrazy współczucia dla Państwa w imieniu Kolegów, od siebie i od mojej żony, łączymy najserdeczniejsze pozdrowienia dla Szanownej Pani, Dzieci i Jej Rodziny

- cytujemy za Tygodnikiem Ciechanowskim. Autor artykułu Krzysztof Jakubowski.

Henryk, syn Franciszka Sławuty poznał skrywaną tajemnicę ojca. 

Ach, to, czego nigdy bym od niego nie wyciągnął. Podczas któregoś ze zjazdów Schlichtinger ujawnił mi, że pod poddaniu Warszawy ojciec chciał popełnić samobójstwo. Żołnierski honor nie pozwalał mu pogodzić się z upadkiem stolicy. Na szczęście, koledzy odebrali mu broń. Dzięki temu się urodziłem i nazywam się Sławuta

- podajemy za  Tygodnikiem Ciechanowskim z tekstu Krzysztofa Jakubowskiego.

 fot. TV Truso (archiwum Stefana Muli)

Ppłk Bronisław Schlichtinger ps. „Sławogórski” mieszkał w Elblągu przez około 40 lat. Zmarł 3 grudnia 1989 roku. Mija więc 30 lat od jego śmierci. Zapalmy znicz na jego grobie na cmentarzu Agrykola i pamiętajmy, że odznaczony dwoma Srebrnymi Krzyżami Virtuti Militari i czterema Krzyżami Walecznych był elblążaninem, chodził tymi samymi ulicami co my teraz. 

Nagrobek na cmentarzu Agrykola fot. GW  


Bibliografia

Archiwum IPN  
Akta śledcze Choiński i inni 
Teczka personalna Henryka Wendrowskiego 
Akta personalne osadzonego Stefan Skrzyszowskiego 

Ryszard Juszkiewicz „1 Września 1939 roku w świetle relacji uczestników bitwy granicznej Armii „Modlin" http://mazowsze.hist.pl/17/Rocznik_Mazowiecki/394/2009/12836/  
Ryszard Juszkiewicz „Bitwa pod Mławą 1939”
Tygodnik Ciechanowski http://tc.ciechanow.pl/aktualnosc-5008.html?print=drukuj 
http://www.bunkry.eu/page/gross-born
Marek Sadzewicz „Oflag II D Gross-Born”
Grażyna Wosińska „Pożar i szpiedzy”
Truso.TV
Leszek Śledziona  współautor „Rozgrywki piłkarskie w Wilnie i okolicach do roku 1939” (przed publikacją w 2020 roku) oraz Bogusław Szwedo "Na bieżni i w okopach. Sportowcy odznaczeni Orderem Wojennym Virtuti Militari 1914–1921, 1939–1945"
Wikipedia 
Komunikat OKŚZpNP w Krakowie o umorzeniu śledztwa w sprawie prowokacyjnej działalności organów bezpieczeństwa od kwietnia 1948 do grudnia 1952 na terenie całego kraju wobec członków i sympatyków zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”
http://www.bunkry.eu/page/gross-born
http://kpbc.umk.pl/dlibra/docmetadata?id=202001&from=publication

dodaj zdjęcia Masz swoje autorskie zdjęcia? Dodaj je do naszego tekstu.

Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 7

  • 1
    ZADOWOLONY
  • 0
    ZASKOCZONY
  • 2
    POINFORMOWANY
  • 1
    OBOJĘTNY
  • 1
    SMUTNY
  • 0
    WKURZONY
  • 2
    BRAK SŁÓW
Komentarze (2)

Multiplatforma internetowa elblag.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane (regulamin).

dodaj komentarz› pokaż według najstarszych
~ tatus505
ponad rok temu ocena: 0%  2
W Elblagu ostatnio jest urodzaj na bohaterów najpierw genierał Nieczuja Ostrowski generał bohater od spóldzielni produkcyjnych teraz nastepny nowy bohater??????
~ Czytelnik
ponad rok temu ocena: 60%  1
To jest godny patron elbląskiego placu, ronda czy ulicy.
Warmia i Mazury regionem zjednoczonej Europy Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego
Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007-2013.