› OGŁOSZENIA
› FIRMY
› ARTYKUŁY
A1 _ MAZURY DUZY

Sybiracka opowieść elblążanki o miłości silniejszej niż śmierć

› dzieci i rodzina ponad rok temu    17.09.2017
Grażyna Wosińska
komentarzy 2 ocen 2 / 100%
A A A
Maria Miller. Na zdjęciu archiwalnym pierwsza z lewej, obok przyjaciółka Arusia. Maria Miller. Na zdjęciu archiwalnym pierwsza z lewej, obok przyjaciółka Arusia.  fot. Grażyna Wosińska. Archiwum prywatne

Maria Miller, sybiraczka, ma łzy w oczach, gdy wspomina Antoniego, swoją miłość sprzed prawie siedemdziesięciu lat. Do dzisiaj przechowuje w albumie podarowany przez niego zasuszony kwiat.

Maria Miller ma 91 lat i mieszka w Elblągu. Pochodzi z Rafajłowej koło Lwowa i Stanisławowa. Ta miejscowość znana jest z krzyża postawionego na pamiątkę wkroczenia 12 października 1914 roku żołnierzy polskich pod dowództwem Józefa Hallera. Jeszcze wtedy nie było pani Marii na świecie. Nie poznała czym była I wojna, ale okrucieństwo tej następnej doświadczyła aż nadto. Przed wojną dzieciństwo miała szczęśliwe. 

- Wydawało się, że tak będzie zawsze. We wrześniu 1939 roku wkroczyli Sowieci. W Nowy Rok 1940 aresztowali mojego ojca, którego już nigdy nie zobaczyłam
– wspomina.

Od pierwszego wejrzenia 

Rozstanie z ojcem nie było ostatnią rodzinną tragedią.

- 13 kwietnia 1940 roku o świcie nasz dom otoczyli funkcjonariusze NKWD – opowiada pani Maria. - Po gruntownej rewizji dali nam niewiele czasu na spakowanie rzeczy. Potem szłam do stacji kolejowej 4 kilometry z matką i siostrą niosąc toboły na plecach. Po 6 tygodniach jazdy pociągiem, w chłodzie i prawie bez wody, dojechałyśmy do miejsca zsyłki w Kazachstanie.

Warunki życia były trudne: głód, zimno, choroby. Walka o przetrwanie nie pozwalała nawet marzyć o pierwszej wielkiej miłości.

- A jednak było mi dane ją przeżyć – mówi Maria Miller. - Pierwszy raz spotkałam Antosia 17 stycznia 1943 roku. Nie zapomnę tego dnia. Gdy sprzątałam śnieg z Arusią, moją przyjaciółką zobaczyłam młodego mężczyznę przechodzącego obok i powiedziałam, że kacap sobie chodzi i nic nie robi. Uznałam, że nie zna polskiego i nic nie zrozumie. Zdrętwiałyśmy ze strachu, gdy podszedł do nas. Najczystszą polszczyzną zapytał czy może nam pomóc. I tak zaczęła się nasza miłość od pierwszego wejrzenia. 

Cenny kwiat 

Maria i Antoni każdą wolną chwilę spędzali razem. 
- Podczas jednego ze spacerów podarował mi kwiaty – wspomina Maria Miller. – Zasuszyłam jeden z nich. Postanowiłam, że zrobię wszystko, by nie zaginął. Słowa dotrzymałam. Wszystko co dobre szybko się kończy. Antoni musiał wyruszyć na front. Wiedział, że bez jego pomocy Maria może nawet umrzeć z głodu lub chorób.
- Zapewniłam Antosia, że przetrwam wszystko, bo mam Boga w sercu – wspomina. - Obiecałam, że napiszę do jego rodziców, którzy mieszkali w Kamieniu Podolskim.

Marysia ma Boga w sercu

 Historia Marii i Antoniego jak w prawdziwym melodramacie nie kończy się szczęśliwie. Nie zobaczyli się już nigdy. Dwadzieścia lat po wojnie dopiero mogli do siebie napisać. Wtedy już mieli własne rodziny. 
Antoni podczas wojny był pilotem i został zestrzelony. Doznał urazu kręgosłupa i przez siedem lat poruszał się na wózku inwalidzkim. Ukończył studia prawnicze. Mieszkał w Żytomierzu. 

- O śmierci Antosia najpierw dowiedziałam się ze snu – wspomina. - Antoś szedł obok. Mówię do niego, a on się nie odzywa. Uznałam, że to coś złego. Córka Antosia przysłała list. Napisała w nim ostatnie słowa swojego ojca. Nakazał jej jechać do Elbląga, by prosić mnie o pomoc w ochrzczeniu jej samej i wnuka. Pamiętam z listu dokładnie jedno zdanie: „Jedź bo Marysia ma Boga w sercu”. Wola Antoniego została spełniona. - Ja i mąż byliśmy rodzicami chrzestnymi córki Antosia i jej męża, natomiast moja córka z zięciem – wnuka Antosia – opowiada pani Maria.

Wdzięczność za chleb

Antoni miał dwie córki. Z obiema utrzymuje Maria Miller kontakt. 
- Wymieniamy listy i życzenia świąteczne – mówi pani Maria. – Są wdzięczne za odnalezienie drogi do Boga. Druga córka Ludmiła wzięła ślub kościelny. Mam zdjęcia w albumie z tego wydarzenia. Przesyłam paczki z odzieżą na Krym. Tam teraz mieszkają córki Antosia. Pytały mnie dlaczego tak im pomagam. Odpowiedziałam, że odwdzięczam się za każdy kęs chleba od waszego ojca, który ratował mnie od śmierci głodowej podczas zsyłki w Kazachstanie.

I tak kończy się opowieść o sybirackiej miłości. Czy o takiej marzą współczesne dziewczyny i współcześni chłopcy?

dodaj zdjęcia Masz swoje autorskie zdjęcia? Dodaj je do naszego tekstu.

Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 3

  • 3
    ZADOWOLONY
  • 0
    ZASKOCZONY
  • 0
    POINFORMOWANY
  • 0
    OBOJĘTNY
  • 0
    SMUTNY
  • 0
    WKURZONY
  • 0
    BRAK SŁÓW
Komentarze (2)

Multiplatforma internetowa elblag.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane (regulamin).

dodaj komentarz› pokaż według najstarszych
~ Fif
ponad rok temu ocena: 33%  2
Łzy same cisną się do oczu, od razu wracaja wspomnienia moich dziadków i pradziadków niestety ich juz nie ma, ale pamięć i wartości, które przekazali zostana w moim sercu na zawsze... Dużo zdrowia Życzę.
~ mar
ponad rok temu ocena: 33%  1
Piękna opowieść, dużo zdrowia Pani Mario!
Warmia i Mazury regionem zjednoczonej Europy Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego
Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007-2013.