› OGŁOSZENIA
› FIRMY
› ARTYKUŁY

Chrześniak Zamoyskiego, kresowy kapelan, powstaniec warszawski i więzień stalinowski

› bieżące ponad rok temu    4.02.2020
Grażyna Wosińska
komentarzy 0 ocen 2 / 100%
A A A
Z żołnierzami AK o. Pracz-Praczyński na zdjęciu drugi od prawej. Starzynki (Nowogródczyzna) maj 1944 r. /O. Hilary Pracz-Praczyński  Z żołnierzami AK o. Pracz-Praczyński na zdjęciu drugi od prawej. Starzynki (Nowogródczyzna) maj 1944 r. /O. Hilary Pracz-Praczyński   fot.  Fot.  Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem” / www.naszelomianki.pl

O. Hilary Pracz-Praczyński, franciszkanin podczas wojny cudem uniknął śmierci w Iwieńcu,  a potem został kapelanem: Batalionu Stołpeckiego Nowogródzkiego Okręgu Armii Krajowej i Pułku Palmiry Młociny, walczącego w Powstaniu Warszawskim. Od lipca 1945 roku organizował życie religijne w Elblągu. Podczas pierwszych misji świętych w „jego” parafii wyspowiadało się prawie 12 tys. osób. Stalinowski sąd skazał Go na trzy lata więzienia za „antypaństwowe wypowiedzi”.  5 lutego mija pół wieku od Jego śmierci

Ten rok w Elblągu, a szczególnie w parafiach:  św. Wojciecha i franciszkańskiej św. Pawła powinien być poświęcony o. Hilaremu Praczowi-Praczyńskiemu. 5 lutego mija bowiem pół wieku od Jego śmierci, a 8 lipca dokładnie 120 lat od Jego narodzin. Ksiądz infułat Mieczysław Józefczyk, przed swoją śmiercią przekazał autorce opinię, że o. Hilary Pracz-Praczyński zasługuje na to: by powstała jego biografia oraz aby elblążanie  pamiętali o tym kapłanie zasłużonym dla Elbląga. 

Ordynat Maurycy 
Ojciec franciszkanina nazywał się Jan Pracz. Nie, to nie pomyłka, ani chochlik drukarski. Wyjaśnię nieco później dlaczego brakuje słowa Praczyński. 8 lipca 1900 roku w Trzebieni koło Magnuszewa  żona Maria z domu Paciorek powiła syna Bolesława. Nie wiemy na czyją cześć tak rodzice nazwali chłopca. Jak podaje deon.pl święci o takim imieniu nie istnieli, ale na pewno imię Bolesław kojarzyło się ze znanymi polskimi królami i książętami. Jeszcze nie Hilary (o tym też nieco później), chłopiec  był chrześniakiem Maurycego Zamoyskiego. Tak, tego Zamoyskiego, ordynata,  członka delegacji polskiej na konferencję paryską zakończoną podpisaniem traktatu wersalskiego. Mało brakowało, a zostałby prezydentem RP. Prowadził w pierwszej i następnych turach głosowań w Sejmie, ale w ostatecznie otrzymał 227 głosów, a zwycięzca Gabriel Narutowicz 289. Zamoyski pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych od stycznia do lipca 1924 roku. 

Maurycy Zamoyski. Tak wyglądał gdy trzymał Bolesława Pracza do chrztu. Zdjęcie wykonane przed 1906 rokiem 
Fot. wolna domena 

Jan Pracz pracował jako koniuszy w stajni wyścigowej i hodowli koni pełnej krwi, w majątku Stara Wieś pod Warszawą. Właścicielem był Maurycy Zamoyski. Jak się łatwo domyśleć dbał o swojego chrześniaka. Wspomagał rodziców w jego kształceniu. Bolek uczył się w Gimnazjum Rocha Kowalskiego w Warszawie. Warto przypomnieć, że uczęszczał tam w pierwszej dekadzie XX wieku Ignacy Jan Skorupka, znany jako kapelan Wojska Polskiego, który tylko z krzyżem w ręku poszedł ze swoimi żołnierzami w bój przeciw bolszewikom pod Ossowem w 1920 roku. Pośmiertnie odznaczony Virtuti Militari. 

Ks. Ignacy Jan Skorupka

Fot. Wikipedia 

Bolesław przerwał naukę w gimnazjum i przeprowadził się do Lwowa. Tam 4 października 1919 roku wstąpił do Zakonu Ojców Franciszkanów. Podczas obłóczyn przyjął imię Hilary. Najprawdopodobniej na cześć świętego biskupa z Poitiers, doktora Kościoła, żyjącego w IV wieku na terenie dzisiejszej Francji. Po pierwszych ślubach zakonnych 28 października 1920 roku, kontynuował naukę w gimnazjum we Lwowie. Potem przełożeni zdecydowali o przeniesieniu do Krakowa, gdzie złożył śluby wieczyste w 1926 roku. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne w Krakowie. 11 marca 1928 roku otrzymał święcenia kapłańskie z rąk abpa Bolesława Twardowskiego. 

Do 1929 roku był wikariuszem i katechetą szkół podstawowych we Lwowie, a w latach 1929–1930 posługiwał w parafii Czyszki k. Lwowa, potem od 1930 do 1932 roku w Sanoku, w latach 1932–1934 w Grodnie, od 1934 do 1936 roku w Gnieźnie i w latach 1936–1938 w Horyńcu-Zdroju. Od 1938 roku do marca 1939 pełnił posługę misjonarza i rekolekcjonisty w Wilnie.
Ważnym wydarzeniem w jego życiu kapłańskim była decyzja przełożonych, by od kwietnia 1939 roku został gwardianem klasztoru w Iwieńcu na Nowogródczyźnie i proboszczem parafii przekazanej zakonowi. O. Hilary Pracz odprawiał msze św. w kościele św. Michała, zwanego białym od koloru murów świątyni. 

Kościół św. Michała w Iwieńcu. Lata przedwojenne 
Fot. NAC

Atak na niemiecki garnizon 
Wybuch wojny 1 września 1939 roku zastał o. Hilarego w Iwieńcu. Razem ze swoimi współbraćmi bez większych tragedii przeżył sowiecką okupację i dwa lata niemieckiej. Bracia ze swoim gwardianem wspomagali okoliczną ludność i partyzantów. Wiadomo, że przechowywali środki medyczne, podstawowe leki i opatrunki oraz współpracowali z Armią Krajową. 
3 czerwca 1943 roku powstał Polski Oddział Partyzancki. Broni nie miał za wiele, więc pomysł likwidacji niemieckiego garnizonu w Iwieńcu wydawał się idealny. Jednak główne powody akcji były inne. Jak wyjaśniał dr Kazimierz Krajewski w książce „Na Ziemi Nowogródzkiej”:

na zamiar ten wpłynęła obawa, że jeśli taką akcję wykonają bolszewicy, będzie ona połączona ze zniszczeniem miasteczka wraz z wymordowaniem ludności (podobnie jak miało to miejsce w Nalibokach). Chodziło też o zapobieżenie mobilizacji mężczyzn do białoruskich formacji policyjnych i wojskowych, przymusowej dostawie koni do wojska niemieckiego, a przede wszystkim spodziewanym aresztowaniem żołnierzy polskiej konspiracji. 

 

Ppor. Kasper Miłaszewski „Lewald”
Fot.  W „Na ziemi Nowogródzkiej” Kazimierz Krajewski wyd. Warszawa 1997 rok. 

Ppor. Kasper Miłaszewski „Lewald” ze swoimi ludźmi przygotował plan akcji rozbicia garnizonu niemieckiego w Iwieńcu, który miał  700-osobową załogę, w tym 300 policjantów białoruskich, część z nich sprzyjała AK. Wybrali dzień 19 czerwca 1943 roku, ponieważ wtedy o godz. 10 Niemcy zarządzili obowiązkowe stawienie się młodych ludzi przed komisją werbunkową  Białoruskiego Korpusu Samochodowego i ich wyjazd na roboty do Niemiec. Na ten sam dzień zaplanowali również przymusowy spęd koni w celu dokonania tzw. wykupu koni dla potrzeb armii niemieckiej. Sygnałem do rozpoczęcia ataku na Niemców był na Anioł Pański dźwięk dzwonu „Marszałek” z kościoła św. Michała. 

Dzwon „Marszałek” z kościoła św. Michała w Iwieńcu, ufundowany przez miejscowy Korpus Ochrony Pogranicza w 1935 roku 
Fot. NAC
Żołnierze pod dowództwem ppor. Kaspra Miłaszewskiego zrealizowali śmiały plan. W ciągu 18 godzin rozbili garnizon, miasto było wolne od Niemców. Co ważne w dalszym ciągu opowieści plutonem kawalerii dowodził wtedy chorąży/rotmistrz Zdzisław Nurkiewicz „Noc”(późniejszy kawaler Virtuti Militari i zdobywca czterech Krzyży Walecznych). Akowcy zdobyli broń  (działka przeciwpancerne, kilkanaście rkm i ckm, kilkaset granatów) oraz 12 tys. sztuk amunicji,  pięć samochodów, żywność, buty wojskowe.
Nie było wątpliwości, że Niemcy powrócą większym oddziałem i uzbrojeni po zęby. Akowcy zdecydowali o opuszczeniu Iwieńca. Zabrali nie tylko zdobyczną broń i inne potrzebne rzeczy, ale też sprzęt medyczny, przechowywany w klasztorze za zgodą o. Hilarego. Konwój siedemdziesięciu wozów taborowych (przeważnie furmanek) wypełnionych zdobyczą ciągnął się prawie na kilometr, gdy partyzanci rano 20 czerwca  1943 roku opuszczali Iwieniec w kierunku Puszczy Nalibockiej, a dokładnie do Rudni Nalibockiej, pierwszego miejsca postoju. Razem z partyzantami wyjechała ludność, która słusznie obawiała się represji ze strony Niemców. Wyjechało również kilkanaście osób (tym Żydzi), których akowcy uwolnili z aresztu. Stu policjantów białoruskich przeszło na stronę polskich partyzantów. Mężczyźni z Iwieńca wstąpili do oddziału, który ze 150 ludzi powiększył się do 554 żołnierzy. Był to już Batalion Stołpecki. 
Zostali franciszkanie ze swoim gwardianem o. Hilarym Praczem i nadal służyli mieszkańcom Iwieńca. 
W około godzinę po odjeździe akowców płonący jeszcze Iwieniec otoczyły czołgi, samochody pancerne i ciężarowe z niemieckimi  żołnierzami. Zemścili się oni krwawo za swoją klęskę. Aresztowali Polaków i Białorusinów i osadzili w podziemiach kościoła św. Michała. Potem wyprowadzili ich na cmentarz i rozstrzelali najprawdopodobniej 24 czerwca. Aresztowanie i zbrodnie miały także miejsce w okolicznych wsiach. 
Wśród zabitych byli wszyscy franciszkanie, w końcu to ich dzwon dał sygnał do rozpoczęcia ataku. Tylko o. Hilary miał szczęście i Bóg nad nim czuwał. W krytycznej chwili spełniał posługę duchową u chorego. Ostrzeżony w porę ukrywał się w wiosce Bućkiewicze pod Wołmą. Odnalazł go chorąży Zdzisław Nurkiewicz „Noc” i tak o. Hilary Pracz za zgodą dowódcy ppor. Kaspra Miłaszewskiego „Lewalda” został  kapelanem.  Przyjął  pseudonim „Gwardian”. Od tej chwili regularnie wypełniał swe obowiązki partyzanckiego kapelana, a także służył ludności w okolicznych wsiach. 

chorąży Zdzisław Nurkiewicz „Noc”
Fot. Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem” 
 
Nie było wątpliwości, że Niemcy będą nadal poszukiwali o. Hilarego Pracza. Najprawdopodobniej konieczna była zmiana nazwiska i nowe dokumenty. Mogło być tak, że zmienił on nazwisko na Praczyński, gdyż  łatwo było przerobić dopisując pięć liter. Specjalista z komórki legalizacyjnej AK nie miałby z tym problemów. Wiadomo tylko, że w publikowanych spisach dowództwa oddziału  figuruje jako o. Hilary Praczyński, m.in. w książkach Mariana Podgórecznego (chorążego pododdziału) i dr. Kazimierza Krajewskiego. 
W okresie od 3 czerwca do 30 listopada 1943 roku oddział stoczył z Niemcami 28 walk i potyczek. Nie udało się go zlikwidować nieprzyjacielowi mimo użycia pięciu dywizji wspieranych przez lotnictwo i broń pancerną. 

Zdrada sojuszników 
Jednym z wydarzeń jakie zapadły w pamięć żołnierzy była szczególnie uroczysta polowa msza św. odprawiona w dniu Święta Niepodległości 11 listopada 1943 roku we wsi Derewno, dla wszystkich pododdziałów już Zgrupowania Stołpeckiego, a nie batalionu. Odprawili ją: miejscowy wikary Mieczysław Suwała i o. Hilary Praczyński „Gwardian”.  Po nabożeństwie komendant obwodu AK Stołpce Aleksander Warakomski, „Świr”, wręczył sztandar ufundowany przez warszawiaków. Swoje wystąpienie zakończył okrzykiem: „Niech żyje Polska!”. Żołnierze odpowiedzieli po trzykroć: „Niech żyje”. 

Święto Odzyskania Niepodległości 11 XI 1943 roku w Batalionie Stołpeckim AK (w głębi czworoboku kawaleria, wokół ludność cywilna). 
Fot. W „Na ziemi Nowogródzkiej” Kazimierz Krajewski wyd. Warszawa 1997 rok. 

W uroczystościach uczestniczyli dowódcy sowieccy, jako sojusznicy. Jakie były ich prawdziwe zamiary okazało się 1 grudnia 1943 roku. Zwołali rano na „naradę” mjra Wacława Pełkę „Wacława”, dowódcę zgrupowania z jego najbliższymi współpracownikami i napadli na obóz polskich partyzantów.  Celem Sowietów była likwidacja oddziału i aresztowanie dowództwa. Rozkaz bojowy brzmiał:

1 grudnia 1943 roku (…) przystąpić do osobistego rozbrojenia wszystkich legionistów (partyzantów). Odebraną broń i dokumenty zarejestrować (…). W razie oporu w czasie rozbrojenia ze strony legionistów rozstrzeliwać na miejscu. 

Podpisał  płk Paweł Gulewicz, komendant brygady im. Stalina. Oczywiście nie była to jego inicjatywa. Rozkaz przyszedł z samej góry od dowódcy ruchu partyzanckiego gen. majora Pantielejmona Ponomarenki, za zgodą Stalina. 

płk Paweł Gulewicz, 

 

gen. major Pantielejmon Ponomarenko 

Fot. wolna domena

Nie udały się te plany zniszczenia oddziału, ale dowódcę i najbliższych współpracowników Sowieci aresztowali. Ze zdradzieckim „sojusznikiem” żołnierze Zgrupowania Stołpeckiego stoczyli 102 potyczki i walki, a tylko ta pierwsza z 1 grudnia zakończyła się przegraną. 
Z Niemcami oddział walczył 28 razy od 3 czerwca do 30 listopada 1943 roku. Potem walkę ze znienawidzonym trzeba było zawiesić, by nie doprowadzić do fizycznej likwidacji zgrupowania. 
Podczas noworocznego nabożeństwa celebrowanego przez o. Hilarego, na rozpoczęcie 1944 roku oddział zgromadzony w kościele we wsi Starzynki został zaskoczony podstępną napaścią sowieckiej partyzantki. Szczęściem posterunki ubezpieczenia w porę otworzyły ogień, a oddziały wydostawszy się z kościoła, skutecznie pogoniły Sowietów.
Te wszystkie także tragiczne wydarzenia przeżywał ze swoimi żołnierzami ich kapelan o. Hilary i wspierał ich, by nie tracili ducha.  

Zachowało się zdjęcie ks. Praczyńskiego z żołnierzami z maja 1944 roku, wykonane we wsi Starzynki, k. Iwieńca, przed kwaterą dowództwa Zgrupowania Stołpeckiego. To ostatnio fotografia przed wymarszem w kierunku Warszawy. 

Stoją od lewej: por. Edwin Czemko „Sudan”, pchor. Bolesław Pilarski, por. Adolf Pilch „Góra”, dowódca Zgrupowania Stołpeckiego. Przedostatni ks. kapelan Hilary Praczyński „Gwardian”. Strarzynki, maj 1944 rok  
Fot. Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem”

Jeszcze w maju 1944 roku Sowieci liczyli, że Polacy ze Zgrupowania Stołpeckiego dadzą się nabrać na kłamstwa. W liście  do por. Adolfa Pilcha sowiecki pułkownik wymiaru sprawiedliwości Dawid Zuchba „Daniło” poinformował, że osobiście sądził uwięzionych polskich oficerów. Chwalił się, że „chociaż ich winy były duże w pełni zasługujące na karę śmierci”, to on nie wymierzył im tej kary, ale zostali przetransportowani do Moskwy i będą mogli służyć pod dowództwem gen. Berlinga. Zapewniał o szczerej współpracy. Przełożeni zakazali por. Adolfowi Pilchowi, ówczesnemu dowódcy zgrupowania odpowiadać na list, który został bez odpowiedzi. Żaden z żołnierzy oraz ich kapelan nie wierzyli w szczere zamiary Sowietów. Żonę i dzieci chorążego Zdzisława Nurkiewicza „Noc” wysiedlili na Syberię. Wiele rodzin przenosiło się z terenów pod kontrolą bolszewików na obszary pod opieką polskiego zgrupowania. Schwytanych partyzantów Sowieci mordowali.

Ostatni zdradziecki sowiecki napad przed nadejściem frontu wydarzył się 14 maja 1944 roku w miejscowości Kamień Stołpecki na obrzeżu Puszczy Nalibockiej. Zginęło 21 polskich żołnierzy oraz 20 mieszkańców. Spłonął modrzewiowy kościół świętych Piotra i Pawła. Ks. kapelan Hilary na pewno o tym się dowiedział. 

Wyruszyli na pomoc Warszawie 
Dla Zgrupowania Stołpeckiego ważne wydarzenia rozegrały się pod koniec czerwca 1944 roku. Sowiecka armia była już bardzo blisko. Mjr Maciej Kalenkiewicz, „Kotwicz”, dowódca Zgrupowania „Południe” nie przybył z przewodnikami jak było ustalone, więc samodzielny marsz na Wilno (160 km w linii prostej), by walczyć o miasto był nierealny. Zapadła decyzja o przedostaniu się w kierunku Warszawy, by kontynuować walkę z Niemcami. Wymarsz rozpoczął się o godz. 16.00 w dniu 29 czerwca 1944 roku ze wsi Starzynki. 
Piechota jechała na 162 wiejskich furmankach, ułani wiadomo na koniach. Za kolumną wojska ciągnął się długi „ogon” początkowo 100 furmanek, a po dołączeniu rakowian aż 150.  

Wymarsz Zgrupowania Stołpeckiego  29 czerwca 1944 roku z Puszczy Nalibockiej 
Fot. Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem”

Warto wspomnieć, że przed południem w dniu wyjazdu rozpętała się gwałtowna burza, huk piorunów przygłuszał odgłosy zbliżającego się frontu. Jak opisuje Marian Podgóreczny „Żbik”, ułan zgrupowania, jeden z piorunów uderzył w dom, w którym mieściła się kwatera dowództwa. Niektórzy uznali to za zły znak, a inni za dobrą wróżbę, tym bardziej, że partyzanci szybko ugasili pożar, a zza chmur niebawem wyszło słońce. 
Akowcom towarzyszył ks. „Gwardian”. Spowiadał, udzielał duchowego pocieszenia, pomagał w trudnych chwilach po stracie kolegów i dotkliwej rozłące z rodziną. 
Pamiętną sytuacją było przekroczenie wpław Bugu, a potem po sześciu kilometrach marszu dotarcie do Dzierzby. Nazajutrz, to jest w niedzielę16 lipca 1944 roku na błoniu za  miasteczkiem partyzanci zbudowali ołtarz polowy, przy którym o. Hilary odprawił mszę św., a po jej zakończeniu zaintonował „Boże coś Polskę”. Śpiewali wszyscy, nie tylko żołnierze, ale i licznie zgromadzeni mieszkańcy miasteczka i okolic. 

por. Adolf Pilch, „Góra”, dowódca zgrupowania
Fot. Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem”

Potem przemówił por. Adolf Pilch „Góra”, dowódca zgrupowania. Wyjaśniał powody czasowego zawieszenia walki z Niemcami. Chodziło o to, by powrócili do oddziału żołnierze, których pojmali do niewoli Sowieci. 150 partyzantów odzyskało wolność. Niestety nie udało się odbić dowódcy mjra Pełki i jego najbliższych współpracowników zaproszonych do sowieckiego sztabu partyzanckiego na odprawę, która okazała się pułapką. 

Dziś ostatecznie odwołuję rozkaz nie atakowania Niemców i ich satelitów. Skończyliśmy ostatecznie wojnę z sowieckimi „towarzyszami”. Będziemy kontynuowali chlubne tradycje naszego oddziału: pamiętnej dla nas wszystkich zwycięskiej walki z niemieckim garnizonem w Iwieńcu, krwawych walk w czasie blokady Puszczy Nalibockiej, akcji w Rakowie i boju pod Poleczką…

- zakończył por. „Góra”, ponieważ partyzanci okrzykami radości przerwali jego słowa. Na ten rozkaz czekali z niecierpliwością od pół roku. Jak wspomina Marian Podgóreczny „Żbik” wszystkich ogarnął istny szał. Żołnierze wyrzucali w górę polówki, potrząsali karabinami – jakby Niemcy byli na odległość strzału. Daleko niosło się gromkie „hurra”. Dowódca chciał jeszcze coś powiedzieć, ale wobec tego żywiołowego wybuchu entuzjazmu z zamiaru zrezygnował.
Wzruszającą chwilą, której świadkiem był też o. kapelan „Gwardian”, było przekazanie sztandaru ułanowi „Żbikowi”, który odtąd został chorążym 27 pułku ułanów, którego dowódcą był znany nam już chorąży/rotmistrz Zdzisław Nurkiewicz „Noc”. Uroczystość zakończyła wojskowa parada. 

Marian Podgóreczny „Żbik” 
Fot. Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem”

Rozkaz dowódcy bardzo szybko wykonano. Na miejscu postoju zgrupowania plutonowy „Szary”, dowódca 2 szwadronu nakazał zatrzymanych wcześniej żandarmów natychmiast rozstrzelać.  W tym samym czasie do Dzierzb wjeżdżał niemiecki samochód osobowy. Na ubezpieczeniu stała sekcja elkaemu (lekkich karabinów maszynowych). Już wiedzieli, że można do Niemców strzelać. Podpuścili auto najbliżej jak to było możliwe. Samochód zarył w przydrożnym rowie. Z auta wyskoczyło czterech esesmanów. Nie mieli szans. Wszystkich pochowano w pobliskim lesie. Jednemu z Niemców partyzanci zabrali teczkę z dokumentami. 

„Oszwabiliśmy szwabów”
17 lipca 1944 roku zgrupowanie wyruszyło z Dzierzb w dalszą drogę. Zdając sobie sprawę z ryzyka, po namyśle por. Pilch zdecydował o marszu w kierunku Nowego Dworu Mazowieckiego i przejścia mostu przez Wisłę, obstawionego przez Niemców. Zanim partyzanci tam dotarli, 21 lipca w południe w miejscowości Stupak zatrzymali ich żołnierze z RONA (Russkaja Oswobotietielnaja Narodnaja Armia). Przez całą noc pertraktacje prowadził por. Franciszek Rybka „Kula” (cichociemny). Udało się. Unikając walki zgrupowanie nie niepokojone przez nieprzyjaciela odeszło kierując się na Nowy Dwór Mazowiecki. Szosą przed tą miejscowością jechały transporty Niemców i ich sprzymierzeńców. Gdy nastąpiła przerwa, opustoszałą drogą zgrupowanie przeszło na drugą stronę.

O godz. 18.00 w dniu 25 lipca wszyscy żołnierze zameldowali się na rynku w Nowym Dworze Mazowieckim. Drogę przez most na drugi brzeg Wisły zagrodzili Niemcy, dowodzeni przez sędziwego pułkownika, którego delegacja z por. Rybką, władająca perfekt językiem niemieckim, przekonywała, by przepuścił „sojuszników”. On jednak żądał dokumentów. Tym razem główną rolę odegrał chorąży Stefan Andrzejewski „Wyżeł”. Gdy już niemiecki pułkownik tracił cierpliwość, zameldował mu się w pruskim drylu z bawarskim akcentem. Przypomniał, że walczył podczas I wojny światowej na froncie zachodnim, wymienił nazwę oddziału, dowódców i miejsca walk. Jak się okazało byli w tym samym pułku. Potem Polak bezczelnie zażądał zaopatrzenia swojej jednostki w lekarstwa, amunicję oraz  zaprowiantowania. Wyrzekał, że przeszli w upale kilkaset kilometrów i jeszcze muszą czekać na przejście przez most. Udało się. Pułkownik służbista dał  wreszcie zezwolenie i wyznaczył postój Dziekanowie Niemieckim. Polacy dla dobra sprawy nie prostowali, że polskim. Por. Rybka tak oznajmił czekającym na wieści, także o. Praczyńskiemu: „Oszwabiliśmy szwabów”. 

Wolna od Niemców Rzeczpospolita Kampinoska
W Dziekanowie Polskim kresowi żołnierze z niecierpliwością czekali na rozkaz płk Antoniego Chruściela „Montera”, dowódcy Warszawskiego Okręgu AK, ponieważ Niemcy mogli się zorientować, że dali się nabrać. „Monter” zdecydował o przydziale do VIII Rejonu AK,  co było zgodne z oczekiwaniami por. Pilcha „Doliny”, dowódcy zgrupowania, pod którego komendą było 861 żołnierzy. Rozkaz przyszedł w samą porę i partyzanci zdążyli dotrzeć do Puszczy Kampinoskiej. Stali się „Pułkiem Palmiry-Młociny”, trzonem Grupy Kampinos.  W nocy z 29 na 30 lipca oczyścili niemal całą puszczę z posterunków żandarmerii niemieckiej i straży granicznej, bowiem tam przebiegała granica Okręgu Prus Wschodnich i Generalnego Gubernatorstwa. Podczas Powstania Warszawskiego teren puszczy z 24 wioskami, był wyzwolony spod niemieckiej okupacji przez „Doliniaków”. Powstała Rzeczpospolita Kampinoska. W wiosce Wiersze mieściła się baza dowództwa zgrupowania. Natomiast wsie Krogulec i Kiścienne stały się głównym terenem posługi kapelana Hilarego wśród partyzantów i miejscowej ludności. Przyjeżdżał on też do Wierszy, by odprawiać uroczyste nabożeństwa.  
Rozkazem kpt. „Szymona” z 8 sierpnia por. „Dolina” dowodził nie tylko swoim zgrupowaniem, ale  czasowo Grupą Kampinos, liczącą około 1300 ludzi. Przyczyną był brak możliwości dowodzenia jednostką przez kapitana, który został ciężko ranny. Rozkaz potwierdził płk „Filip” z Komedy Głównej AK. Wtedy o. Hilary Praczyński był starszym kapelanem w stopniu majora. Wspomagał go ks. Jerzy Baszkiewicz. Kapelanem VIII Rejonu AK, był jeszcze nie prymas, ksiądz Stefan Wyszyński. 
O. „Gwardian” 15 sierpnia, w dniu święta Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej, z okazji 24 rocznicy Cudu nad Wisłą odprawił mszę świętą na placu apelowym we Wierszach. Obecni byli wszyscy wolni od służby żołnierze. Po nabożeństwie stojący w pełnym rynsztunku batalion porucznika „Witolda” udał się wprost do Warszawy, by wziąć udział w walkach w mieście. 
O. Praczyński towarzyszył partyzantom w ostatniej drodze. W bitwie pod Brzozówką zginęli: por. Antoni Chomicz i strzelec Franciszek Mężyński. 23 sierpnia 1944 roku o. „Gwardian” na niewielkim cmentarzu za Wierszami odprawił modły żałobne. Porucznik „Dolina” krótko przemówił. Salwa honorowa i minuta ciszy pożegnały poległych.  
Piąta rocznica wybuchu wojny stanowiła szczególne wydarzenie dla „Doliniaków”. 1 września 1944 roku na placu alarmowym we wsi Krogulec o. Hilary odprawił uroczystą mszę św. Po jej zakończeniu adiutant por. Pilcha odczytał rozkaz dowódcy „Pułku Palmiry-Młociny”. Oto fragment:

Karność, odwaga i waleczność były zawsze cechami polskich żołnierzy, niech będą nimi i dziś. Wznieście wysoko sztandar Armii Polskiej, jak przystało na spadkobierców chwały rycerzy spod Grunwaldu. Niech żyje Polska. 

Słowa rozkazu były przerywane co chwila przez dalekie odgłosy pocisków artyleryjskich wybuchających pod wsią Pociecha.

Film „Kampinoska epopeja”  Aliny Czerniakowskiej prezentuje bohaterskie postawy mieszkańców puszczy, którzy od pierwszych dni okupacji przystąpili do działań konspiracyjnych. Opowiada także o "Doliniakach" oraz o roli księży katolickich. 

To prawdziwi patrioci, walczący w imię prawdy, obrony Ojczyzny. Wśród nich należy wymienić ks. Jerzego Baszkiewicza, ks. Hilarego Praczyńskiego, ks. Stefana Wyszyńskiego, który włączał się do pracy w różnych dziedzinach, m.in. przynosił rannych żołnierzy z lasu

- czytamy w opisie filmu na stronie Informatora Stolicy.  

Tragedia pod Jaktorowem 
Niemcy nie mogli sobie pozwolić na obecność partyzanckiego zgrupowania, tym bardziej, że znacznie przeceniali jego wielkość. W raportach grupy bojowej Heinza Reinefartha (odpowiedzialny za rzeź Woli) czytamy:

Nowe meldunki wskazują, że w lasach kampinoskich znajdują się większe grupy bandyckie, których siła może się składać z 15 tys. ludzi, aby następnie uderzyć w nieznanym nam kierunku. Posiadają artylerię, nawet przeciwlotniczą. W pobliżu Wierszy ma znajdować się 4 tys. wojsk konnych. 

Były to dane mocno przesadzone. Grupa Kampinos liczyła tylko około 2,3 tys. ludzi. Niemcy zdecydowali się na zmasowany atak pod dowództwem gen. Friedricha Bernhardta. Akcję nazwali „Sternschnuppe” czyli „Spadająca Gwiazda”. Miała ona na celu szybkie rozprawienie się z partyzantami. Pierwszy atak został odparty, ale major Alfons Kotowski „Okoń”, dowódca Grupy Kampinos nie miał złudzeń, konieczna była ewakuacja z puszczy w kierunku Gór Świętokrzyskich. 27 września o godz. 22 wszystkie placówki otrzymały rozkaz wymarszu. Następnego dnia Niemcy zaatakowali opuszczone przez partyzantów miejsca postoju. Palili domy,  rozstrzeliwali mieszkańców, którzy nie zdecydowali się schronić w lasach lub kierowali Polaków na roboty przymusowe do Niemiec. 
29 września 1944 roku pod Jaktorowem (nieopodal Żyrardowa)  rozegrały się tragiczne wydarzenia. Według o. Hilarego były to najgorsze chwile, jakie przeżył podczas okupacji. Podobnie wspominała to Aleksandra Obrycka z domu z Burdziełowska, sanitariuszka „Szarotka”, siostra Antoniego Burdziełowskiego „Wira”, dowódcy III plutonu w III szwadronie 27 pułku ułanów Zgrupowania Stołpeckiego. 

To było straszne. Tego widoku zabitych i ciężko rannych nigdy nie zapomnę

- mówiła Aleksandra Obrycka  przed laty autorce.

O. Hilarego z rodzeństwem Burdziełowskich łączyła nie tylko tragedia kresowego zgrupowania, ale  przyszłe miejsce zamieszkania po wojnie w Elblągu, o czym jeszcze żadne z nich nie wiedziało. 

Zdjęcie z 17 września 1944 roku, Antoniego Burdziełowskiego „Wira” dowódcy III plutonu w III szwadronie 27 pułku ułanów Zgrupowania Stołpeckiego. 
Fot. Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem”

Sytuacja pod Jaktorowem wyglądała następująco:

Major „Okoń” dowódca Grupy „Kampinos” zarządził postój przed torami kolejowymi na otwartej przestrzeni, chociaż do najbliższych lasów Puszczy Mariańskiej było zaledwie kilkanaście kilometrów. Nieprzyjaciel natychmiast to wykorzystał, kierując w stronę Jaktorowa pociąg pancerny, którego ciężka artyleria czyniła spustoszenie wśród żołnierzy Grupy Kampinos

- opisuje Marian Podgóreczny „Żbik”.

Partyzanci nie załamali się, chociaż szans ocalenia nie było wiele. Części żołnierzy udało się wyrwać z okrążenia. Plutonowy „Wir”  z kilkoma swoimi ułanami dotarł do Żyrardowa, skąd zgarniając po drodze  pojedynczych żołnierzy ruszył w kierunku kieleckich lasów. Podobnie wokół „Żbika” i „Kłosa” zgromadziło się około 20 ułanów. Przy dowódcy „Dolinie” zgrupowało się około 200 jego podkomendnych. 

Grupa Kampinos przestała istnieć. 

Prawie wszyscy ocaleni spotkali się w lasach piotrkowsko-opoczyńskich i kieleckich. Tam dołączyli ze  swoim dowódcą do 25 Pułku Piechoty AK Ziemi Piotrkowsko-Opoczyńskiej, tworząc III Batalion zwany „Kampinos”. Walczyli do 17 stycznia 1945 roku, czyli rozwiązania Armii Krajowej. 

Szlak bojowy Zgrupowania Stołpeckiego 
Fot. Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem”

Organizacja życia religijnego po wojnie 
W okresie powojennym o. Hilary posługiwał się dwuczłonowym nazwiskiem Pracz-Praczyński, łącząc nazwisko rodowe z okupacyjnym. 
Pod koniec 1944 roku dotarł do klasztoru franciszkanów w Radomsku, gdzie zastał go koniec okupacji niemieckiej. Przełożeni skierowali o. Hilarego do miejscowości Zbrachlin w diecezji włocławskiej, a 14 kwietnia 1945 r. prowincjał wysłał go do Torunia, by odzyskał utracony po reformacji pofranciszkański kościół Panny Marii. Gdy starania te nie dały rezultatu, został skierowany na północ i jako przełożony misji franciszkańskiej obsadził swymi współbraćmi m.in. Gardeję, Iławę, Kwidzyn, Elbląg, Morąg, Prabuty, Susz oraz Nowy Dwór Gdański.
W piśmie z 5 lipca 1945 roku Ministerstwo Administracji Publicznej zawiadamia pełnomocnika Rządu na Okręg Mazurski płk. Jakuba Prawina, że

kierujemy na Okręg Mazurski 9 księży. Jednocześnie Urząd Generalnego Pełnomocnika dla Ziem Odzyskanych prosi o udzielenie w razie potrzeby przedstawicielom oo. Franciszkanów pomocy w przejmowaniu przez nich kościołów i spełnianiu obowiązków duszpasterskich wśród Polaków na Ziemi Mazurskiej. 

Informacja MAP z 9 lipca 1945 roku jest bardziej konkretna:

ks. Pracz-Praczyński Bolesław jest szefem misji na Ziemie Odzyskane i w tym charakterze znajduje się w stałych objazdach celem organizowania inspekcji służby duszpasterskiej na terenie Ziem Odzyskanych. Urząd Generalnego Pełnomocnika dla Ziem Odzyskanych poleca Organom Administracji Państwowej udzielać pomocy w podróży i przy wykonywaniu czynności związanych z jego zadaniem. Władze wojskowe proszone są o udzielenie pomocy w ramach swojej kompetencji.

W tym samym dniu Zarząd Miejski zezwolił na zajęcie plebani i kościoła św. Pawła. Ks. Pracz- Praczyński przyjechał do Elbląga z ks. Apoloniuszem Żynelem, franciszkaninem, który przejął świątynię 14 lipca 1945 roku. Zastali oni kościół nie tylko zniszczony podczas działań wojennych, ale zdewastowany przez żołnierzy sowieckich, którzy przeznaczyli świątynię  na stajnię. 
W czasie remontu kościoła ks. Żynel sprawował funkcje duszpasterskie w kościele św. Wojciecha współużytkując z niemieckim księżmi: Richardem Öllersem i Josefem Zimmermannem. W październiku 1945 roku duszpasterstwo katolickie dla Polaków przeniesiono do kościoła św. Pawła. Stan taki trwał do końca marca 1946 roku, czyli do oddzielenia parafii św. Wojciecha i św. Mikołaja. 
Ks. Pracz-Praczyński zamieszkał przy kościele baptystów przy ul Robotniczej 69  i zajął się remontem ograbionej i spustoszonej świątyni. Było to tym bardziej pilne, że całe przestrzenie miasta, prócz rejonu kościoła św. Pawła w północnej dzielnicy, pozbawione były jakiejkolwiek katolickiej świątyni, nie licząc kaplicy w prywatnym domu, przy u. Piechoty 7d, w której duszpasterzował ks. Paulus Herrmann i kaplicy zakonnej ss. Katarzynek przy ul. Zamkowej 17, gdzie posługiwał ks. Zimmermann. 
Jak podawał ks. infułat Mieczysław Józefczyk w spisie duchowieństwa  ks. Pracz-Praczyński figuruje w 1945 roku jako proboszcz  administrator parafii św. Wojciecha, ale przez elblążan był uważany za proboszcza całego miasta. W dokumencie wystawionym przez Tymczasowy Zarząd Państwowy na Województwo Gdańskie oddział w Elblągu czytamy:

upoważnia się  ks. Pracz-Praczyńskiego Hilarego Bolesława dwojga imion do objęcia w posiadanie dla celów kultu religijnego według obrządku rzymskokatolickiego kościoła św. Mikołaja w Elblągu. Z uwagi na to, że kościół jest zupełnie zniszczony, przeto do czasu odbudowy przydziela się do powyższych celów i oddaje w posiadanie i używanie kościół przy ul. Horst Wessel nr 69 (dziś Robotnicza). Równocześnie oddaje się Księdzu w posiadanie i używanie całego majątku stanowiącego własność obu powyżej wymienionych kościołów. 

Ks. infułat Mieczysław Józefczyk wyjaśniał, że o. Hilary otrzymał ustną czasową jurysdykcję nad parafią św. Mikołaja do czasu przybycia stałego duszpasterza. 

Przekazanie kościoła św. Mikołaja stwarzało  ks. Praczowi-Praczyńskiemu przynajmniej teoretyczną możliwość przystąpienia do odbudowy tego cennego zabytku. W praktyce w roku zakończenia wojny, takie zamierzenie okazało się niemożliwe do zrealizowania, a ponadto mijało się z głównym celem działalności  ks. Pracza-Praczyńskiego, który po obsadzeniu przez zakonnego współbrata  kościoła św. Pawła, pamiętając o swej nominacji na administratora parafii św. Wojciecha, obserwował bacznie rozwój sytuacji w świątyni. Wysiedlenia ludności niemieckiej, które rozpoczęły się na wielką skalę już w listopadzie 1945 roku, pozwoliły żywić mu nadzieję, że już wkrótce będzie mógł objąć w posiadanie kościół, którego był tytularnym administratorem od kilku miesięcy

- napisał ks. Józefczyk. 
W styczniu 1946 roku zmarli  księża: Öllers i Zimmermann. Jeszcze przed pogrzebem tego ostatniego przewodniczący Rady Narodowej Antoni Duda-Dziewierz zabrał meble częściowo do swego domu, a częściowo do magazynu. Ks. Pracz-Praczyński przystąpił do remontu kościoła uszkodzonego pociskami  jak i zdewastowanego. Użytkowanie świątyni mogło nastąpić  dopiero po gruntownym remoncie polegającym na przykryciu dachówkami całego dachu, pokryciu wieży kościelnej, zabezpieczeniu okien, których witraże zostały zniszczone.  Ks. Pracz-Praczyński oszklił okna plebanii, wymienił popękaną instalację centralnego ogrzewania, odzyskał dom parafialny przy  ul. Wiejskiej 5, pokrył dach i przeprowadził częściowy remont tego obiektu. Parafia posiadała oprócz tych budynków jeszcze dom mieszkalny dla służby (rozebrany po wojnie) oraz oborę. 
7 lutego 1946 roku  Administrator Apostolski wystąpił do  Tymczasowego Zarządu Państwowego w Elblągu z wnioskiem o przydzielenie kościoła Najświętszej Maryi Panny. Już w cztery dni później TZP przychylając się do wniosku Administratora Apostolskiego i  ks. Pracza-Praczyńskiego przydzieliło:

… parafii św. Mikołaja w Elblągu kościół NMP obok stoczni wraz z całym majątkiem ruchomym i nieruchomym, należącym do tego kościoła czasowo, aż do przeprowadzenia remontu kościoła św. Mikołaja. 

2 kwietnia 1946 parafię św. Mikołaja objął ks. mjr Ludwik Białek, kapelan Wojska Polskiego dla 55 pułku piechoty, którego kościół garnizonowy mieścił się przy ul. Robotniczej 69.
Jak informują franciszkanie na swojej stronie internetowej wysiłek ks. Pracza-Praczyńskiego przy odbudowie elbląskich kościołów wysoko ocenił prymas kardynał August Hlond, podczas wizytacji diecezji warmińskiej. Od 23-27 lipca 1947 roku zatrzymał się on u ks. Pracza-Praczyńskiego i odprawił uroczystą mszę św. w kościele św. Wojciecha. Na zakończenie pobytu prymas Hlond poświęcił sztandar miejscowego 55 pułku piechoty. Następnie w towarzystwie marszałka Michała Roli-Żymierskiego spożył kolację w plebanii kościoła św. Wojciecha. 

O tym co spowodowało wściekłość pierwszego sekretarza 
O. Hilary współpracował z dziekanem  elbląsko – malborskim ks. Wacławem Hipszem. Jednym z owoców tej współpracy były misje święte przeprowadzone od 10 do 19  września 1949 roku (chcesz wiedzieć więcej kliknij tutaj). W parafii św. Wojciecha prowadził je prowincjał redemptorystów o. Ludwik Frąś wraz z dwoma współbraćmi. Księża wyspowiadali w obu kościołach parafii 11 tys. 700 osób. 
Misje odbyły się po dekrecie Św. Oficjum ogłaszającym ekskomunikę na świadomych członków i współpracowników partii komunistycznej. Władze wydały zarządzenia antykościelne i objęły inwigilacją  kapłanów o rodowodzie akowskim i tych, którzy  nie zdecydowali się na współpracę z władzą, zależną od Sowietów. 
Misje zakończyły się sukcesem. Wyspowiadało się w Elblągu i powiecie około 30 tys. osób. Wielu katolików na nowo związało się z Kościołem, po długiej przerwie spowodowanej trudnościami życia wojennego i powojennego. 
Stało się tak, mimo że ubecy czynili wszystko, by zniechęcić wiernych do udziału w misjach. W raporcie miesięcznym Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Elblągu z 28 października 1949 roku czytamy:

w czasie trwania misji, jak spowodowanie wyjazdu młodzieży i starszych na dożynki, organizowano akademie, kina bezpłatne, spowodowanie sprzedaży materiałów i tłuszczów [brakowało ich w sklepach – GW]. Co w dużej mierze [przyczyniło się – GW] do obniżenia frekwencji” (zdanie w wersji oryginalnej; znajomość języka polskiego wśród ubeków była w tym czasie marna).

Teraz, chyba najważniejszy dowód na skuteczność misji. Autorem poniższych słów jest Witold Konopka, ówczesny I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Gdańsku: 

szaleją redemptoryści [w powiecie elbląskim – GW] wciągają 10 członków partii do koła różańcowego. Komitet gminny nie może się odbyć, bo wszyscy członkowie komitetu poszli do spowiedzi. O tym wie i melduje jedynie komendant posterunku MO. 

Nic więc dziwnego, że  ks. Hilary Pracz-Praczyński, b. kapelan Armii Krajowej w stopniu majora znalazł się na celowniku ubowców. W sprawozdaniach elbląskiej bezpieki z 1949 i 1950 roku, a dokładnie w donosach informatorów jego nazwisko występuje najczęściej, nie tylko wśród kapłanów. Donosiciel słyszał, jak ksiądz żalił się: Nawet swoim współbraciom w kapłaństwie nie mogę ufać. Wiadomo, że trzech, wprawdzie nie z tej parafii, podpisało współpracę. 
Pewne jest, że ks. Pracz-Praczyński był otoczony donosicielami udającymi troskę o Kościół. Ze sprawozdań wynika, że byli to przeważnie świeccy. Jeden z nich doniósł: kapłan zwolnił gospodynię, bo według niego donosiła do UB. Inny poinformował o tym co podsłuchał: 

W rozmowie z ob. Lisem Władysławem, ksiądz Praczyński wyraził się, że gdy będą gorsze czasy to pójdzie w las i dodał: „ja będę waszym Komendantem” i pokazał spodnie, które ma z czasów gdy był w partyzantce.

Oprócz misji świętych szczególnym wydarzeniem w parafii św. Wojciecha była wizyta Prymasa Stefana Wyszyńskiego  26 sierpnia 1950 roku. 

Wizyta Prymasa Stefana Wyszyńskiego w parafii św. Wojciecha w Elblągu. Z lewej o. Pracz-Praczyński w środku Prymas Stefan Wyszyński 
fot. z książki Ks. Mieczysława Józefczyka „Elbląg i okolice 1937 – 1956”

Fałszywi świadkowie i stalinowskie więzienie 
W październiku 1950 roku o. Hilary nie miał wątpliwości, że nie uniknie aresztowania przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. 20 października 1950 roku sporządził umowę dzierżawy ziemi parafialnej o pow. 8,0446 ha, położonej pomiędzy Mazurską, a kanałem Elbląg. Umowa zawiera klauzulę:

że w wypadku przyczyn wyższych, jak aresztowanie, więzienie, obie strony zobowiązują się do pomocy całkowitej i prowadzenia uprawy ziemi i mieszkania w domu parafialnym przy ul. Wiejskiej nr 5. W przypadku uwięzienia (aresztowania) dzielimy następująco: dzierżawcy pół plonu, księdzu zastępującemu ¼, rodzicom moim ¼. W wyżej wymienionym przypadku zobowiązujemy się do pomocy całkowitej dla rodzin obu stron, a nawet do pomocy pieniężnej w prowadzeniu sprawy sądowej. 

Z ksiąg parafialnych wynika, że 22 października (niedziela) 1950 roku o. Pracz-Praczyński udzielał ślubu w kościele św. Wojciecha w Elblągu. Z relacji franciszkanów wiadomo, że jeszcze tego samego dnia wyjechał do Warszawy, aby udzielić ślubu swojej siostrzenicy. W dokumentach w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej jest informacja, że został aresztowany 22 października 1950 roku,  pod zarzutem siania wrogiej propagandy. Natomiast Wojskowa Prokuratura Rejonowa w Gdańsku postanowienie o aresztowaniu wydała dopiero 11 listopada 1950 roku. 
22 stycznia 1951 roku ubecy zakończyli dochodzenie i przekazali sprawę do prokuratury wojewódzkiej (cywilnej).  
12 czerwca 1951 roku o. Hilary trafił do więzienia karno-śledczego w Gdańsku, najpewniej wcześniej siedział w kazamatach UB, przy ul. Okopowej lub Kładki.  
13 lipca 1951 roku odbyła się rozprawa w Sądzie Wojewódzkim w Gdańsku. Przewodniczył sędzia J. Göttlich. O. Pracz-Praczyński został oskarżony o to, że

w czasie  od 1945 r. do listopada 1950 r. rozpowszechniał w Elblągu fałszywe i mogące wyrządzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego wiadomości na temat rzekomej politycznej i gospodarczej zawisłości Polski od Związku Radzieckiego oraz rzekomo mającej nastąpić w bliskiej przyszłości zmianie ustroju w Polsce w wyniku interwencji państw zachodnich, to jest o czyn przewidziany w art. 22 m.K.K.  

Przed procesem świadków torturowano, zastraszano i podstawiano zeznających na życzenie UB. Siedem osób miało odwagę mówić przed sądem prawdę, bez względu na konsekwencje. Nie miało to jednak znaczenia. 
Głównym świadkiem oskarżenia był Stanisław Kleinwächter, rzekomy członek Rady Parafialnej. Inny ze świadków Antoni Szulc zeznał, że słyszał od oskarżonego o mającym nastąpić wkrótce aresztowaniu biskupów polskich, podobnie jak w Czechosłowacji. Dalszymi  świadkami oskarżenia byli: Stefania Hiter, Stefan Majewski i Antoni Słomka. Jeden ze świadków oskarżenia, Burdelski, odwołał swoje zeznania, jako wymuszone podczas śledztwa. Sąd nie dał wiary siedmiu świadkom obrony: Murawskiemu, Ziętkiewiczowej, Chrzanowskiemu, Nowakowskiej, Hołubowiczowej, Kudłowej i Grzeszczakowi.  

Księdza Hilarego Pracza-Praczyńskiego Sąd Wojewódzki w Gdańsku 13 lipca 1951 roku skazał na trzy lata więzienia, na podstawie art. 22 mkk (małego kodeksu karnego):

Kto rozpowszechnia fałszywe wiadomości mogące wyrządzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego bądź obniżyć powagę jego naczelnych organów, podlega karze więzienia do lat 5.

W wyniku apelacji Sąd Najwyższy „utrzymał w mocy zaskarżony wyrok i zwolnił oskarżonego od kosztów postępowania rewizyjnego i opłaty sądowej w Sądzie Najwyższym”. 

Do więzienia w Sztumie o. Hilary Pracz-Praczyński został przewieziony zaraz po wyroku 14 lipca 1951 roku. Sąd zaliczył mu areszt tylko od 11 listopada, bo przecież władza nie mogła się przyznać, że prawie trzy tygodnie od 22 października 1950 roku siedział w celi bez zgody prokuratury na tymczasowe aresztowanie. Przebywał w więzieniu ponad dwa lata. Został zwolniony 13 grudnia 1952 roku na podstawie amnestii. 

Ubecy nadal nie odpuszczali 
Do parafii o. Hilary wrócił po 5 lutego 1953 roku. Od tego dnia widnieją jego podpisy w księgach parafialnych. „Dzięki” amnestii 11 marca 1953 roku na wolności obchodził srebrny jubileusz kapłaństwa. Gdyby kara więzienia wyniosła równe trzy lata, wyszedłby na wolność 11 listopada 1953 roku. 
O tym z jakimi problemami zmierzał się duchowny świadczy jego pismo z 13 stycznia 1955 roku skierowane do Wydziału ds Wyznań Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku. O. Pracz-Praczyński wyjaśniał swoje stanowisko wobec incydentu jaki miał miejsce w Próchniku (należał do parafii św. Wojciecha). Chodziło o to, że duchowny kościoła narodowego Kazimierz Dudek, podał się za kapłana rzymsko-katolickiego przysłanego przez Kurię w Olsztynie, odprawiał msze św. po łacinie, głosił kazania i  słuchał spowiedzi. Oto zakończenie pisma:

ponieważ samozwańczy fakt wkroczenia w kompetencje ordynariusza diecezji i Władz Polski Ludowej przez ob. Dudka Kazimierza, zamieszkałego w Elblągu, narusza pokojowe pożycie Kościoła Katolickiego z Państwem w Polsce Ludowej w chwili, gdy cały naród polski walczy na terenie wewnętrznym kraju i na terenie międzynarodowym o pokój, dlatego wyczyn samozwańca ob. Dudka Kazimierza, jak również list skierowany przez dziekana ob. Romana Pawęzkę, zamieszkałego w Sopotach, do Obywateli gromady Próchnik, stoi w kolizji z prawem, jako naruszający pokój w kraju i mogący spowodować walki religijne w Próchniku.
Dokument z pieczęcią z napisem „ Sigillum Ecclesiae St. Adalberti Elbing. 


Jak się łatwo domyśleć ubecy nie zrezygnowali z nadzoru nad niepokornym księdzem. Wojewódzki Urząd ds Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku od 22 czerwca 1955 roku prowadził sprawę operacyjno-obserwacyjną traktując o. Pracza-Praczyńskiego jako: 

b. kapelana AK legionów kresów wschodnich, który współpracował z okupantem p-ko partyzantce polskiej i radzieckiej.

Biskup Tomasz Wilczyński w 1956 roku odwołał o. Hilarego Pracza-Praczyńskiego ze stanowiska administratora parafii św. Wojciecha, tymczasowo zastąpił go ks. Aleksander Iwanicki, też b. kapelan, ale Armii Krajowej Okręgu Lublin. Przyczyną odsunięcia był konflikt z wikariuszem Kazimierzem Pacewiczem. Wpływały skargi na apodyktyczność o. Hilarego. 12 grudnia 1956 roku opuścił on Elbląg i przeniósł się do klasztoru w Łagiewnikach. Przebywał tam pracując duszpastersko w latach 1956-1967. 

Dokument bezpieki z lipca 1958 roku dotyczący o. Hilarego Pracza-Praczyńskiego
Fot. IPN w Gdańsku 

Zmiana miejsca pobytu nie spowodowało braku zainteresowania ubeków. Teczka franciszkanina została przekazana do Miejskiej Komendy Milicji Obywatelskiej w Łodzi. Nic tajniakom nie udało się udowodnić. 4 lutego 1958 roku sprawę o. Pracza-Praczyńskiego przekazano do archiwum z uwagi na brak podstaw do dalszej inwigilacji.
Kolejnym miejscem pracy duszpasterskiej był klasztor w Nieszawie, gdzie po ciężkiej chorobie zmarł dnia 5 lutego 1970 roku. Pochowany został zgodnie z życzeniem na cmentarzu bródnowskim w Warszawie w mogile swej matki.

Nie zapomnieli o ks. „Gwardianie”  jego żołnierze. Upamiętnili go jako swojego kapelana na tablicy Zgrupowania Stołpeckiego, która znajduje się na cmentarzu partyzanckim w Wierszach. 

Tablica upamiętniająca walkę zgrupowania z dwoma totalitaryzmami pod dowództwem „Doliny”
Fot. Z książki Mariana Podgórecznego „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem” 

Bibliografia
Archiwum IPN w Gdańsku i Łodzi
Ks. Mieczysław Józefczyk „Elbląg i okolice 1937 – 1956”
Marian Podgóreczny „Wywiad rzeka z cichociemnym Adolfem Pilchem” 
Kazimierz Krajewski „Na ziemi Nowogródzkiej”
Marian Podgóreczny „Doliniacy”
Piotr Brzeziński „Zapomniani dygnitarze”
 https://kawaleriaochotnicza.pl/2019/07/09/powstanie-iwienieckie-1943-r/ 
https://kresy24.pl/sztab-gory/ 
http://iwieniec.eu/AK/index.html PAWEŁ KOSOWICZ
https://naszelomianki.pl/2007/04/29/kapelani-z-puszczy-kampinoskiej-cz-ii/ IRENA PRACZÓWNA-KROWICKA i KAZIMIERZ MEDYŃSKI
www.franiszkanie.pl 
http://historia.bibliotekaelblaska.pl/biogram/pracz-praczynski-hilary-boleslaw-19001970-duchowny-katolicki-franciszkanin 
https://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/ignacy-jan-skorupka?print 
https://informator-stolicy.pl/artykul/film-bezgraniczna-walka-o-puszcze-kampinoska 

dodaj zdjęcia Masz swoje autorskie zdjęcia? Dodaj je do naszego tekstu.

Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 3

  • 2
    ZADOWOLONY
  • 0
    ZASKOCZONY
  • 0
    POINFORMOWANY
  • 0
    OBOJĘTNY
  • 0
    SMUTNY
  • 1
    WKURZONY
  • 0
    BRAK SŁÓW
Komentarze (0)

Multiplatforma internetowa elblag.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane (regulamin).

dodaj komentarzbądź pierwszy!
Warmia i Mazury regionem zjednoczonej Europy Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego
Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007-2013.