› OGŁOSZENIA
› FIRMY
› ARTYKUŁY
A1 _ MAZURY DUZY

40 numerków, jeden lekarz, 4 godziny oczekiwania. Kto pierwszy, ten lepszy?

› bieżące ponad rok temu    12.12.2015
Bartłomiej Ryś
komentarzy 8 ocen 4 / 100%
A A A
zdjęcie poglądowe, stanowi ilustrację do poniższego tekstuzdjęcie poglądowe, stanowi ilustrację do poniższego tekstu fot. Bartłomiej Ryś

A może „kto pierwszy umrze czekając, tego nie trzeba przyjmować = problem z głowy”? O sytuacji w polskiej służbie zdrowia napisano już wiele felietonów. Nie mam kompetencji, aby polemizować z ekspertami w dziedzinie szeroko pojętej medycyny, ekonomii i finansów państwa. Wydaje mi się jednak, że mam kompetencje do tego, aby podzielić się z Czytelnikami naszego portalu uwagami na temat... zachowania samych pacjentów, którzy w kolejce do lekarza rodzinnego oczekują.

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że do lekarza rodzinnego chodzę rzadko. Podobnie ma się z korzystaniem z usług „na fundusz”. Od małego dzieciaka nauczono mnie, że jeżeli coś ma być „szybko” i „dobrze” (i „bez czekania latami”) to musi to „kosztować”. Z Narodowym Funduszem Zdrowia więc się pożegnałem i do lekarzy i na badania chodzę prywatnie. Dlatego wielu z Was twierdzi, że mam podobne poglądy jak Janusz Korwin-Mikke, który chce, aby każdy z nas mógł decydować na co idą jego zarobione pieniądze. I w sumie macie rację.

Ale polityka na bok – miało być o kolejkach. Jako że od kilku miesięcy dość mocno walczę z trapiącą mój organizm poważną chorobą, chcąc nie chcąc czasem do tego lekarza rodzinnego muszę się przejść. Rejestracja telefoniczna – otrzymuję numerek 34. Mój lekarz przyjmuje od 13:00 do 17:00. Szefowi oznajmiam, że idę walczyć i z pracy wychodzę koło 17:00 z myślą, że „może się uda”.

„Młody to i naiwny” zakrzyknęli w tym momencie niektórzy czytający tenże felieton. I rację mają! To, co zobaczyłem na miejscu, przechodzi wszelkie wyobrażenia.

PRLu z racji swojego wieku nie znam – o tych czasach opowiadają mi rodzice i dziadkowie. Każdorazowa wizyta w przychodni takie czasy, moim zdaniem, przypomina. Swoista retrospekcja!

XXI wiek, a numerek otrzymałem w formie... kawałka papieru. Wchodzę na piętro, siedzi kilka osób. Standardowy zestaw pytań: „który numerek teraz wszedł”? „Kto z Państwa ostatni”? „Jakie Państwo mają numerki”? Orientuję się w sytuacji – jest grubo po godzinie 15:00, a u lekarza jest dopiero numer, jeżeli mnie pamięć nie myli, dwudziesty. Około 1,5 godziny do końca, czternaście numerów przede mną. Pani obok mnie, w charakterystycznym nakryciu głowy „z antenką” tłumaczy mi, że kampanii wyborczej mówili „damy radę”. I pociesza mnie, że my też dziś damy. Radę.

Każdy, kto wchodzi na poczekalnię, zadaje ten sam zestaw pytań. Zaczynają się rozmowy: o pogodzie, o polityce. W pewnym momencie przychodzi kobieta, która posiada numerek wcześniejszy. „Tłum” każe jej poczekać. Czeka. Drzwi od gabinetu się otwierają, ona, podobno bardzo chora, zrywa się na równe nogi, przepycha się w drzwiach z inną kobietą, mówi, że teraz jej kolej – i basta. Słowa, które padły pod jej adresem są nie do zacytowania nawet w hardkorowym tygodniku dla heavymetalowców.

W międzyczasie pojawia się mężczyzna z numerkiem... 12. Tłum wściekły. Pan tłumaczy, że chciał późniejszy numerek, ale pielęgniarka w rejestracji telefonicznej nie chciała mu takowego dać. A dopiero teraz skończył czekać. Musi czekać – tak nakazuje „tłum”. Pan tłumaczy, że i tak nie powinien, bo jest Honorowym Dawcą Krwi. Zagajam, pytam, czy gdzieś to w Elblągu respektują. Odpowiada, że zazwyczaj wszędzie. Ale dziś swoje odczeka, bo jest kulturalny.

Jedna z „przewodniczek tłumu” wchodzi do gabinetu. Rozmawia z lekarzem tak głośno, że na zewnątrz wszystko słychać. „Niektórzy to przychodzą tylko się wygadać” - słyszę z boku. Ktoś inny dodaje „ile można siedzieć”. Z ciekawości włączam stoper. Pani „wizytowała” w gabinecie raptem 15 minut. Ale że niebezpiecznie zbliża się 17:00 (godzina zamknięcia gabinetu) to i tłum się niecierpliwi.

Rozmowy trwają. O polityce, o pogodzie, o życiu i śmierci, o chorobach, o świętach, a pani obok mnie przegląda na telefonie elblag.net. Mimowolnie się uśmiecham i czekam dalej.

Przechodząc do sedna: 4 godziny przyjmuje lekarz, recepcja rejestruje 40 numerków. Oznacza to, że na każdego pacjenta (aby wyrobić się w czasie) lekarz powinien przeznaczyć nie więcej, niż 10 minut. Z nudów liczę czas wizyt. Średnio 19 minut. Niektórzy wchodzą tylko po receptę, ale więcej jest osób, które potrzebują głębszej diagnozy.

Wreszcie wchodzi numerek 31. Ja 34. 17:15. Modlę się, aby nikt nie przyszedł z 32 albo 33. Nikt nie przychodzi. Wchodzę. Tak, wchodzę do gabinetu! I nawet nikt się nie ze mną nie przepycha. Szok.

Wychodzę, wszyscy mają jakieś nieciekawe miny. Może rozmawiałem za głośno. Albo za długo siedziałem. Nie wiem. Ubieram się, mówię „dobranoc”. Nikt nie odpowiada.

Za mną wszedł numerek 35. Była 17:40.

PS. Wiem, że felietony publikujemy zazwyczaj w czwartki, a nie w soboty. Powyższy tekst to jednorazowe odstępstwo od reguły :)

 

dodaj zdjęcia Masz swoje autorskie zdjęcia? Dodaj je do naszego tekstu.

Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 10

  • 2
    ZADOWOLONY
  • 0
    ZASKOCZONY
  • 0
    POINFORMOWANY
  • 0
    OBOJĘTNY
  • 1
    SMUTNY
  • 3
    WKURZONY
  • 4
    BRAK SŁÓW
Komentarze (8)

Multiplatforma internetowa elblag.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane (regulamin).

dodaj komentarz› pokaż według najstarszych
~ Michał
ponad rok temu ocena: 75%  8
Hmn... za długo Pan tam siedział Panie redaktorze - wszedł Pan o 17.15 a następny pacjent wszedł o 17.40, czyli zajął Pan lekarzowi 25 minut. I właśnie przez takich ludzi się tak długo czeka. Co się dziwić, że nikt Panu nie odpowiedział, skoro wszyscy wściekli... ;-)
~ Dadzia
ponad rok temu ocena: 67%  7
O 17.50 Pan Redaktor mówi dobranoc? Naprawdę Pan myśli, że ci ludzie przyszli do przychodni spać? Zastanawia mnie też fakt, że z pracy wychodzi Pan "KOŁO" (?) 17.00, a u lekarza jest Pan po 15?
~ gru
ponad rok temu ocena: 75%  6
A najlepsze jest to, iż przychodzą do lekarza panie z charakterystycznym berecie z antenką, które wcale nie są chore a przyszły tylko pogadać (w domu mają całą aptekę). Tak właśnie blokując dostęp osób, które naprawdę potrzebują pomocy lekarskiej.
~ czytelnik
ponad rok temu ocena: 82%  5
Redaktor do szkoły, skoro lekarz przyjmuje 4h, i ma przyjąć 40 osób, to żeby się wyrobić wizyta nie może trwać dłużej niż 6 minut, a nie 10 minut. Prosta matematyka, nawet dla humanisty.
~ plif
ponad rok temu ocena: 50%  4
Standart-w każdej przychodni tak samo,do niekturych dodzwonić się nie można,a kolejka do rejestracji od 5,30
~ xxx
ponad rok temu ocena: 60%  3
Jak nic przychodnia na Myliusa
~ chory
ponad rok temu ocena: 63%  2
to jest chora norma w polskiej służbie zdrowia. Lekarz rodzinny powinien mieć pod opieką max 10 rodzin ( ale całych rodzin i starszych i młodszych) i powinien być dla tych rodzin dostępny 24 h na dobę, a u nas lekarz rodzinny to nie jest dla rodziny tylko ma ileś tam ludków 100 lub więcej jak przyjmuje jednorazowo to około 45 lub 50 osób bo im więcej ma tych ludków to tym więcej zarobi to chyba nie tak powinno wyglądać. NFZ do rozwiązania po co to utworzono. Za dużo polityki w tym wszystkim a za mało dbania o ludzi.
~ darop
ponad rok temu ocena: 0%  1
Rok temu powstały prywatne szkoły medyczne za kilka lat sie poprawi
Warmia i Mazury regionem zjednoczonej Europy Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego
Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007-2013.